Senua’s Saga: Hellblade II – recenzja (XSX). Na wskroś filmowe doświadczenie

Gra dostępna na:
PC
XSX
Hellblade II - grafika główna

Dobra kontynuacja nie musi wnosić do serii rewolucji. Absolutne minimum, które powinna spełniać to zachowanie zalet oryginału przy jednoczesnym poprawieniu jego niedociągnięć. Tych Hellblade: Senua’s Sacrifice, choć było kapitalną produkcją, miało całkiem sporo, więc gdy parę lat temu zapowiedziano Senua’s Saga: Hellblade II, oczekiwałem ni mniej, ni więcej, a kolejnego rozdziału przejmującej opowieści z psychozą w roli głównej, może z nieco usprawnioną walką i ciekawszymi zagadkami środowiskowymi. Tymczasem nie dość, że drugi Hellblade żadnej z wad oryginału nie poprawia, to wręcz jeszcze bardziej je ogłupia.

Pośród łowców niewolników

Niestety ma to miejsce również w przypadku warstwy fabularnej, czyli – jakby nie było mamy tu do czynienia z narracyjną przygodówką – najważniejszego elementu tej produkcji, który tak bardzo błyszczał w pierwowzorze. Pozornie także kontynuacja wydaje się na tym polu całkiem niezła. Gra ciągnie dalej wątek dręczonej psychozą Senuy, która w jakiś czas po wydarzeniach z pierwszej części wyrusza na IX-wieczną Islandię tropem łowców niewolników, porywających jej krajanów. Choroba bohaterki wciąż odgrywa niezwykle ważną rolę, a twórcy ponownie podeszli do tematu bardzo poważnie, konsultując temat z profesorem Paulem Fletcherem z uniwersytetu Cambridge, by jak najwierniej oddać postrzeganie rzeczywistości przez schorowany umysł protagonistki. O ile jednak w Senua’s Sacrifice skupiono się na jej wewnętrznej walce z psychozą, w Senua’s Saga postanowiono rozwinąć temat jej relacji ze światem zewnętrznym, jej postrzegania przez społeczeństwo, a także poniekąd mechanizm powstawania mitów.

Hellblade II - Senua i łowca niewolników
W przeciwieństwie do oryginału, w Senua’s Saga: Hellblade II wchodzimy w interakcję z innymi ludźmi, choć bardzo często nasze ścieżki się rozchodzą.

Punkt wyjściowy obdarzony był zatem olbrzymim potencjałem, ale niestety całość rozsypuje się przez źle poprowadzoną narrację. Przede wszystkim brak jest dobrego rozpoczęcia. Senua’s Saga: Hellblade II po prostu się zaczyna, dosłownie wrzucając nas w środek akcji, kiedy bohaterka znajduje się już na statku łowców niewolników, a niedługo później rozbija się o pobliskie skały. Brak jest tu zatem odpowiedniej motywacji. Twórcy nie dają nam szansy nawet chwilowego poznania ludzi, dla których Senua ryzykuje swoje życie, udając się w pogoń. Nie widzimy jej wioski, z której mieszkańcami powinniśmy empatyzować. Ma nam po prostu zależeć, choć porwani to w zasadzie wyłącznie majak na fabularnym horyzoncie. Początek ciągnie się zatem niemożebnie, a my przemy do przodu tylko dlatego, że tego wymaga od nas gra.

Zero wątpliwości

Dalej na szczęście jest już nieco lepiej. Poznajemy kilku mieszkańców Islandii, z którymi wchodzimy w sojusz, często trzymający się wyłącznie na ślinie, a na tapet trafia dodatkowo wątek pustoszących wyspę gigantów i mitycznych stworzeń. Problem w tym, że zabrakło tu poniekąd tego, co tak bardzo błyszczało w „jedynce” – motywu mieszania się rzeczywistości z urojeniami głównej bohaterki. Niby wciąż przez całą przygodę towarzyszą nam trajkotające głosy, świat wykrzywiany jest przez halucynacje, a sporą część wydarzeń po głębszej analizie można sklasyfikować jako efekt „wyobraźni” Senuy, ale gra w zasadzie w żadnym momencie nie podrzuca nam poszlak, które kazałyby powątpiewać w to, co widzimy na ekranie. Żeby nie było, w żadnym razie nie mówię tu o łopatologicznej ekspozycji, a raczej o drobnych nieścisłościach, nadających opowieści smaczku.

Hellblade II - Ukryci Ludzie
Teoretycznie wciąż można powątpiewać w to, co widzi Senua, ale przemawia za tym bardzo mało poszlak.

Pozbawiając gracza możliwości polowania na fabularne dziury, twórcy niechcący mocno okaleczyli swoją grę. W efekcie Senua’s Saga: Hellblade II okazuje się zaledwie śliczną wydmuszką z niezbyt zajmującą historią i boleśnie wręcz prostacką rozgrywką. Absolutnie nie chodzi mi tu nawet o to, że Ninja Theory stworzyło narracyjną przygodówkę, a nie kolejny dynamiczny slasher, w których przecież wcześniej się specjalizowali. Wystarczy porównać Senua’s Saga: Hellblade II do A Plague Tale: Requiem, które łączy ten sam gatunek, by z miejsca dostrzec, jak dużo bardziej ograniczoną produkcją jest ta pierwsza. Mało tego, wystarczy odpalić Hellblade: Senua’s Sacrifice, który może nie był gameplayowym arcydziełem, ale wciąż spokojnie deklasuje swoją kontynuację.

Cisza w głowie

Wspomniałem już o tym, że gra w żądnym razie nie jest slasherem, więc pociągnijmy temat walki. Ta jak najbardziej się tutaj znajduje i pod względem animacji i jej brutalności prezentuje się absolutnie zjawiskowo. Psikus polega na tym, że tutaj kończą się jej pozytywne strony. Na pozór wszystko wygląda sensownie. Mamy lekki i mocny atak, unik i możliwość blokowania ciosów, czyli wszystko to, co powinno znaleźć się w każdej siekance. Same potyczki to jednak każdorazowo pojedynki, które bez problemu można przejść, powtarzając tę samą sekwencję, składającą się z kilku uników i ataków.

Hellblade II - ukrywanie się
Poza walką zagrożenie ze stronny potworów jest zerowo, choć gra chciałaby, byśmy się ich bali.

Zapomnijcie o walce z kilkoma przeciwnikami naraz z „jedynki”, które wymagały nieco więcej taktyki, czy o konieczności wsłuchiwania się w głosy demonów Senuy, ostrzegających ją chociażby przed nadciągającym ataku od tyłu. W Senua’s Saga: Hellblade II przeciwnik jest zawsze jeden (choć akurat może być wyposażony w krótki miecz lub wielki topór, a niekiedy pluć nawet ogniem), a kamera nie spuszcza go z oka ani na sekundę. Z czasem dodatkowo ładuje się posiadane przez Senuę lusterko, którego użycie spowalnia otoczenie, pozwalając na szybkie wykończenie oponenta. Taki tam przycisk do wygrywania. Ma to oczywiście pewne plusy, zwłaszcza kiedy połączyć niski poziom trudności z licznymi ułatwieniami dostępu, w tym całkowitą automatyzacją walki. Czyni to bowiem Hellblade II grą, po którą sięgnąć może każdy, niezależnie od doświadczenia z tym medium.

Eksploracyjny korytarz

Między kolejnymi nudnymi jak flaki z olejem walkami możemy na szczęście odsapnąć w trakcie eksploracji, choć słowa tego używam w zasadzie wyłącznie kurtuazyjnie. Senua’s Saga: Hellblade II to bowiem jeden, niesamowicie długi korytarz, tylko miejscami otwierający się odrobinkę, by ukryć gdzieś służące za znajdźkę totemy i ołtarzyki, których odnalezienie uraczy nas odrobiną dodatkowego lore. Poza tym eksploracja ogranicza się do parcia przed siebie i sporadycznego rozwiązania jakiejś mało skomplikowanej zagadki. Ot, znajdź kulkę i przynieś ją do ołtarza, spójrz na otoczenie z odpowiedniej perspektywy, by jego elementy ułożyły się w znaki runiczne, lub popatrz w konkretne miejsce, aby zmienić układ mapy, otwierając chociażby wcześniej zasypane przejście. Satysfakcja z tego żadna, więc każdorazowo „łamigłówki” witałem ciężkim westchnięciem (zresztą tak samo, jak walkę).

Hellblade II - znaki
Zagadki są wyjątkowo proste i do bólu powtarzalne.

Artystyczny obłęd

Żeby jednak nie taplać się ciągle w negatywach, trzeba powiedzieć, że Senua’s Saga: Hellblade II to artystyczny majstersztyk i absolutnie najpiękniejsza gra na konsole nowej generacji. Równie dobrze mógłby być to film i również w kinie byłbym oniemiały kunsztem grafików. Fenomenalne wrażenie robią już prześliczne lokacje, które ujmują szczegółowością surowych krajobrazów IX-wiecznej Islandii, nawet jeżeli mogą wydać się niekiedy monotematyczne. Jeszcze lepiej wypadają pełne detalu modele postaci – zarówno ludzkich bohaterów, jak i przeciwników – okraszonych dodatkowo wybitnie wręcz dobrymi animacjami, zwłaszcza w przypadku mimiki twarzy, która – w mojej opinii – na ten moment zwyczajnie nie ma sobie równych. Genialny klimat buduje dodatkowo świetna muzyka z gardłowymi intonacjami oraz kapitalna gra aktorska, potrafiące niekiedy wywołać gęsią skórkę. Koniecznie grajcie na słuchawkach.

Wysoka cena wspaniałości

Cały ten wizualny przepych nie został jednak osiągnięty bez ofiar. Spokojnie, Senua’s Saga: Hellblade II pod względem technicznym wypada naprawdę dobrze. W ciągu rozgrywki nie napotkałem żadnych problemów z działaniem ani w kontekście błędów, ani spadków płynności animacji. Boli niestety fakt, że na Xboksie Series X tytuł ten działa wyłącznie w 30 FPS-ach. Na szczęście w kontekście tego konkretnego tytułu nie jest to aż tak problematyczne, jak byłoby w bardziej dynamicznej produkcji, ale jednak nie obraziłbym się, gdybym dostał tryb wydajności, nawet kosztem okrojonej oprawy. Według zapewnień twórców – konkretnie Dana Attwella i Marka Slatera-Tunstilla – decyzja ta podyktowana była chęcią dostarczenia graczom „filmowego doświadczenia”.

Hellblade II - krajobraz

Bardzo boli mnie zatem nierówne traktowanie graczy poprzez pozbawianie posiadaczy PC-tów tego fantastycznego „ficzeru” i pozwolenie, by gra działała na ich komputerach w wyższym klatkażu. To absolutny skandal, ale na szczęście ich wersji nie wykastrowano z czarnych i jakże filmowych pasów u góry i dołu ekranu, których w żaden sposób nie można wyłączyć. „PeCeciarze” wprawdzie mogą to zrobić, grzebiąc w plikach gry, ale to już psucie sobie „filmowych doznań” na własne życzenie. Teraz zupełnie na poważnie i bez grama sarkazmu, nie mam problemu z zablokowaniem klatkażu na trzydziestu ramkach, widocznie twórcy mieli problem ze stabilnym działaniem gry przy wyższych wartościach (o czym świadczą wspomniane pasy), ale nie róbcie z graczy idiotów, wciskając nam kit, że był to zamysł artystyczny.

Na wskroś filmowe doświadczenie

Jest mi po prostu przykro, abstrahując nawet od marketingowego mydlenia oczu, bo na Senua’s Saga: Hellblade II czekałem bardzo mocno i cieszyłem się, że ponownie jako Senua podejmę nierówną walkę zarówno z przeciwnikami, jak i z własnym umysłem. Przepis na sukces leżał na tacy, wystarczyło go podnieść i wprowadzić parę usprawnień, by tytuł ten mógł stać się czymś naprawdę wielkim. Tymczasem Ninja Theory dostarczyło zaledwie przepiękną wydmuszkę, która paradoksalnie ma w sobie jednocześnie za mało i za dużo gry. Za mało, bo rozgrywka jest tutaj szczątkowa. Za dużo, bo mimo wszystko przez 5 godzin wciąż musiałem nawigować po ciągnących się w nieskończoność korytarzach, zamiast rozwalić się na fotelu i po prostu śledzić spektakl. Senua’s Saga: Hellblade II zmęczyło mnie ponadto tak mocno, że kiedy po napisach końcowych zobaczyłem informację o tym, że teraz mogę rozegrać przygodę ponownie, ale z innym narratorem, po prostu parsknąłem śmiechem. To mógł i powinien być film.

Jeżeli nadal nie jesteście przekonani, to koniecznie sprawdźcie również recenzję Marcina.

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Xbox Polska. Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Kup Game Pass Ultimate (PC + XBOX)

Reklama produktu w Ceneo.pl


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top