Z pierwszą częścią Serial Cleaners zetknąłem się w zeszłym roku. Cóż to była za przygoda. Z ogromnym skupieniem upewniałem się, żeby każda kropla krwi została uprzątnięta i żeby żaden dowód nie wpadł w ręce węszącej Policji. Z zaciekawieniem śledziłem losy Boba oraz jego schorowanej matki. Całość ubrana była w bardzo ładną grafikę i świetnie dobraną muzykę wspaniale oddającą klimat lat 70-tych. Tytuł spodobał mi się do tego stopnia, że napisałem krótki tekst w postaci wywiadu, z którego do tej pory jestem niezwykle dumy. Nic więc dziwnego, że nie mogłem doczekać się kontynuacji. Czy Serial Cleaners przypadł mi do gustu tak samo, jak jedynka? Odpowiedź na to pytanie poznacie już wkrótce.
Serial Cleaners i cudowne lata 90-te
Zacznijmy jednak od początku. Serial Cleaners to gra polskiego studia Draw Distance łącząca ze sobą elementy akcji i skradania. Naszą przygodę zaczynamy podczas sylwestra roku 1999. Ponownie odgrywamy rolę sprzątacza Boba, który tym razem nie pracuje sam. Do drużyny dołączyli brutal Hal, hackerka Viper oraz wysportowana Lati. W trakcie trwającej około 9 godzin fabuły dowiadujemy się, dlaczego nasi protagoniści wybrali taką, a nie inną ścieżkę kariery. Odkrywamy również, w jaki sposób się spotkali i jak układa się ich współpraca.
Z zainteresowaniem studiowałem losy całej czwórki. Niezmiernie podpasował mi sposób, w jaki historia jest prowadzona, ponieważ pozwala na zmianę kolejność poziomów. Niestety pojawia się jeden mankament towarzyszący takiemu zabiegowi. Przez nieuwagę można bardzo łatwo zapomnieć kto, kiedy, co i gdzie. Nie zmienia to faktu, że opowieść przedstawiona w Serial Cleaners jest warta sprawdzenia. Na plus zasługuje też możliwość wyboru dialogów. To od naszych decyzji zależy zakończenie, więc bądźcie rozważni.
Gdzie czterech nie może tam jednego pośle
Nie wiem dlaczego, ale materiały promocyjne kazały mi wierzyć, że produkcja pozwala przełączać się między bohaterami podczas misji. Miałem nadzieję na rozgrywkę pokroju Commandos czy Desperados. Spore było moje zdziwienie, kiedy tego nie doświadczyłem. Co prawda część misji posiada opcję podmiany postaci prowadzącej, ale nie ma tu mowy o zgrywaniu całej drużyny, aby wykonać akcję stulecia. W rezultacie musiałem przestawić się na inny tok myślenia i po kilku poziomach rozpocząłem wszystko od nowa. Na szczęście szybko zapomniałem o tym lekkim rozczarowaniu i wpadłem w przyjemną pętlę rozgrywki.
Szuru buru z Serial Cleaners
Każdy z kilkunastu etapów polega tak naprawdę na tym samym. Podjeżdżamy swoją furą na miejsce zdarzenia i usuwamy wszelkie ślady popełnionej zbrodni. Dowody i ciała zabitych muszą trafić w odpowiednie miejsce. Czasem jest to bagażnik naszego pojazdu. Innym razem jezioro lub niszczarka drzew. Krew pokrywającą ziemię oraz posadzki sprzątamy, używając naszego niesamowitego odkurzacza, który wyczyścić z czerwonej substancji nawet piach i śnieg. Mile widzianym dodatkiem są pojawiające się czasem odstępstwa od tego schematu. Szkoda tylko, że jest ich mało.
W naszej ogromnie ciężkiej pracy przeszkadzają nam służby mundurowe. Policja, brygada specjalna oraz zwykli strażnicy kręcą się i tylko czekają na możliwość sprzedania nam kuksańca pałką lub jakimś groźniejszym narzędziem. Właśnie dlatego ważna jest umiejętność bycia niezauważonym. Pomogą nam w tym kryjówki oraz różnego rodzaju hałasujące przedmioty odwracające uwagę upierdliwych przeciwników. Gdy jednak jakimś cudem zostaniemy zauważeni rzut ciężkim przedmiotem lub strzał z otwierających się drzwi potrafi skutecznie zwalić ściągającego nas stróża prawa z nóg.
Moje dwa największe problemy…
Jeżeli przeczytaliście już opis głównych mechanik i zauważacie podobieństwa do części pierwszej to macie tylko trochę racji. Otóż w jedynce odnosiłem wrażenie, że każda plansza to partia szachów. Powoli dochodziłem do tego w jaki sposób poruszają się patrole, gdzie dobrze się schować, kiedy należy biec, a kiedy przeczekać. Serial Cleaners natomiast jest nastawiona dużo bardziej na szybką akcję. Pomimo mnóstwa możliwości wykonania zadań często najszybszym i najłatwiejszym rozwiązaniem było przebiegnięcie przez środek. Tytuł po prostu utracił ten element, który spowodował, że zakochałem się w samotnych przygodach Boba.
Drugim mankamentem jest częsty save. Ja rozumiem niechęć wielu osób do powtarzania w kółko tego samego etapu, ale sposób w jaki działa tutaj autozapis zachęca do olewania mechanik gry. No bo co z tego, że się skradam i uważam jeżeli mogę złapać ciało, podbiec do punktu zrzutu i po umieszczeniu w nim truchła robi się zapis. Każdy moment w Serial Cleaner musiał być przemyślany. W dwójce wiele uchodzi na sucho przez co brakowało mi napięcia, które normalnie powinno towarzyszyć takim produkcjom.
… na które przymknąłem oko.
Przez moje marudzenie może się wydawać, że projekt studia Draw Distance to chybiona kontynuacja. Nic bardziej mylnego. Tytuł jest najzwyczajniej w świecie inny niż oryginał. Założenia są te same ale wykonanie różni się w dużym stopniu. Wymagało to co prawda chwili przyzwyczajenia jednak przekonałem się do zmian w rozgrywce. Złożyło się na to kilka czynników.
Czterech sprzątaczy w Serial Cleaners
Każda z postaci ma unikalne zdolności, za sprawą których styl gry zmienia się mniej lub bardziej z każdą kolejną planszą. Hal nosi przy sobie piłę mechaniczną. To niecodzienne akcesorium służy do odkrywania nowych przejść, dzięki czemu łatwiej poruszać się niezauważonym. Trzeba tylko uważać, aby w pobliżu nikogo nie było, bo narzędzie hałasuje jak diabli. Viper z kolei jest mała i zwinna, co pozwala jej bez problemu pełzać po szybach wentylacyjnych. Jej budowa ciała ma jednak i słabą stronę. Jako jedyna z całej czwórki nie może podnieść ciała, tylko musi je, ciągnąc po ziemi. Z tego powodu porusza się znacznie wolniej podczas transportu zwłok.
Odpowiedni teren działań
Większość poziomów jest zaprojektowana tak, aby gracz mógł w pełni wykorzystać umiejętności obecnie kontrolowanego bohatera. Kiedy gramy Lati wszędzie jest pełno miejsc do parkouru. Podczas misji, w których udział bierze Viper na każdym kroku mamy urządzenia do hakowania. Możemy wyłączać kamery lub aktywować ogromne głośniki na odległość. Podoba mi się również dodanie pięter zwiększających pole do popisu. Nic tak nie bawi, jak zrzucenie zwłok z drugiego piętra prosto pod nogi nieświadomego policjanta.
Jak zgubić pościg?
Odpowiedź na to pytanie jest proste. Najlepiej nie dać się zauważyć. Szczególnie gdy antagoniści posiadają broń palną. Cóż więc zrobić, gdy już do takiej sytuacji dojdzie? Prosta sprawa. Trzeba mieć pod ręką coś ciężkiego. Może to być duży dowód z miejsca zbrodni lub kawałek ciała trupa. Rzucamy takim przedmiotem w goniącego nas przeciwnika i na chwilę mamy go z głowy. W pobliżu nie ma nic, co by się do tego nadawało. Szybko przechodzimy przez drzwi, zamykając je za sobą. Czekamy, aż pościg znajdzie się za nimi i otwieramy skrzydło na oścież. Wstrząs mózgu murowany. Lati może nawet przewracać mundurowców, przebiegając koło nich. Miałem niezły ubaw, ciskając odciętymi przez Hala kończynami w nadciągających typków.
Artystyczne Serial Cleaners
Nie będę ukrywał, że pod względem grafiki pierwsza część dużo bardziej wpasowała się w moje gusta. Jest to kolejny aspekt, do którego musiałem się przekonać. Biorąc jednak pod uwagę, na jakich mediach polskie studio opierało art style, uważam, że efekt jest doskonały. Faktycznie widać tutaj inspirację sztuką Jean-Michela Basquiata. Jeśli nie wiecie, kto to jest, to zachęcam do zrobienia małego researchu. Sam musiałem spędzić trochę czasu na poznaniu owego artysty, zanim wyrobiłem swoje zdanie. Muzyka dobrze komponuje się z resztą, tworząc mieszankę kojarzącą się z twórczością Quentina Tarantino. Przysięgam, że to porównanie samo wpadło mi do głowy podczas grania w Serial Cleaners. Dopiero w czasie pisania tej recenzji i sprawdzeniu oficjalnej strony produkcji przeczytałem, jak trafne było to spostrzeżenie.
Robaczek i usterka
Od strony technicznej nie mam grze nic do zarzucenia. W rozdzielczości 1440p działała bardzo płynnie na moim laptopie (Asus Rog Strix G17 – R7-5800H, 16GB, GeForce 3060). Zdarzyło mi się natomiast doświadczyć kilku nieprzyjemnych bugów. Czasem policjant zablokował się w ścianie. Kilka razy wpadłem w miejsce, z którego nie byłem w stanie się wydostać i musiałem wczytać ostatni zapis. Raz zamykane drzwi wprowadziły moją postać w stan niepohamowanego ragdolla. Nie było to jednak nic tak strasznego, żeby zniechęcić mnie do kontynuowania przygody.
Draw Distance nieźle pozamiatało
Jak zapewne udało Wam się zauważyć, do sporej ilości elementów składających się na Serial Cleaners, musiałem się przekonać. Szczerze powiem, że moje pierwsze podejście było ciężkie. Na szczęście nie miałem za bardzo wyboru i tytuł musiałam skończyć z czystego obowiązku. Cieszę się niezmiernie, że tak się stało. Koniec końców perypetie czwórki sprzątaczy spodobały mi się pod każdym względem. Powodem mojej początkowej niechęci były źle ukierunkowane oczekiwania. Gdy tylko zdałem sobie z tego sprawę, od razu zacząłem znajdować w produkcji studia Draw Distance same plusy. Jeżeli szukacie skradanki ze szczyptą akcji i ciekawą historią to Serial Cleaners będzie dobrym wyborem niezależnie od platformy. Historia czwórki sprzątaczy dostępna jest na wszystkie znane maszyny do grania.
Jeden z naszych czytelników zwrócił mi uwagę, że nie napisałem informacji o braku polskiej wersji pomimo tego, że deweloper jest z Polski. Nie da się ukryć, że jest to coś co zawsze mi umyka. Kiedy zaczynałem swoją wirtualną przygodę nie było takiego luksusu jak polonizacja czy rodzime napisy. Jestem już tak przyzwyczajony do grania po angielsku, że najzwyczajniej w świecie o tym zapominam. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że dla wielu jest to kluczowy czynnik podczas dokonywania zakupu. Podsumowując, postaram się od teraz zamieszczać szczegóły na temat polskiej wersji w swoich recenzjach. Równocześnie ostrzegam, że osoby znające tylko język polski nie będą w stanie śledzić historii Boba, Hala, Viper i Lati. Jestem natomiast pewny, że z całą resztą sobie poradzą.