Ogłoszenie zmian w PS Plusie spotkało się z licznymi głosami rozczarowania graczy, którzy liczyli na kontrujący cios wymierzony w Microsoft i Xbox Game Passa. Nowe informacje potwierdziły tymczasem, że Sony gra na innym boisku.
Wyczekiwany i od dawna napędzający spekulacje Spartacus w końcu się ujawnił. Po ogłoszeniu oficjalnych informacji dotyczących zmian w PlayStation Plus trudno mówić o jakimkolwiek podbijaniu Rzymu. Wielu graczy, liczących na cios wymierzony w Game Passa, nie kryje dzisiaj rozczarowania, dyskutując o zapowiedzianych progach i związanych z nimi benefitach. Gdy ostudzić nieco emocje, można dojrzeć coś, co część obserwatorów i analityków podkreśla już od dłuższego czasu – Sony i Microsoft może i ze sobą konkurują, ale obecnie grają na innych boiskach.
Negatywny odbiór nowego PS Plusa
Miał być mocny i szybki kontratak oraz coś na wzór nokautującego ciosu. Taką symbolikę doczepiano Spartacusowi przed pojawieniem się oficjalnych informacji dotyczących odświeżonego abonamentu PS Plus. Poprzeczkę zawieszono wysoko i nie dziwi, że po oficjalnym komunikacie z końca marca, przeważają głosy rozczarowania. Dlaczego więc uważam, że warto spróbować spojrzeć na całą sytuację z nieco innej perspektywy i nie wskakiwać do pociągu krytyki zbyt ochoczo?
Zacznijmy od tego, że nie jest łatwo zaprezentować światu taki produkt i przykład nowego modelu PS Plusa będzie tutaj służyć na szkoleniowych prezentacjach pewnie jeszcze przez wiele lat. Wszystko rozbija się o perspektywę, która sprawia, że usługa wygląda mniej lub ciekawiej w oczach odbiorców.
Spójrzmy na to na praktycznym przykładzie:
PS Premium w cenie 18 dolarów za miesiąc wypada blado na tle dostępu do Xbox Ultimate za 15 dolarów miesięcznie.
PS Premium kosztuje 120 dolarów rocznie, co równa się łącznemu kosztowi PS Now i PS Plusa, a do tego oferuje jeszcze dodatkowe benefity dla kupujących.
Cały czas mówimy o jednej usłudze i w żaden sposób nie manipulujemy tutaj informacją, by kogokolwiek wprowadzać w błąd. Wszystko zmienia perspektywa, a przede wszystkim przedziwna decyzja Sony, by tak niefortunnie zróżnicować koszty abonamentu w wariancie miesięcznym i rocznym. 45% różnica w cenie, w zależności od obranego modelu płatności, stanowi nieporozumienie. Jest niczym strzał w kolano japońskiej korporacji, z którego konkurencja może skrzętnie skorzystać i na którym wielu odbiorców opiera swoje rozczarowanie.
Co planuje Sony z PS Plusem?
Mając już tę informację z tyłu głowy, warto zwrócić uwagę na plany Sony odnośnie do rozwoju usługi. Ostatnie miesiące dość dobitnie pokazały, że pod względem możliwości finansowych Microsoft jest w zupełnie innej kategorii wagowej. Otwarta bitwa na jednej arenie nie mogłaby skończyć się dla Japończyków dobrze. Nie może więc zaskakiwać, że operują oni nieco inaczej, starając się zmaksymalizować zyski tam, gdzie są one obecnie osiągalne. Dywizja PlayStation ma dla korporacji ogromne znaczenie i od jej dalszych sukcesów zależy prawdopodobnie przyszłość całej marki Sony. To od wykazywanych w raportach zysków zależy wysokość cen akcji firmy na giełdzie, a także zachowania akcjonariuszy.
Biznesowa sytuacja to jedno, ale wielu graczy może zakrzyknąć w tym momencie, że niespecjalnie ich to interesuje. Trudno się temu dziwić – PlayStation dla nich równa się sposób spędzania wolnego czasu i tylko przez ten pryzmat zamierzają oceniać wszelkie działania. Jako konsumenci chcemy kupować taniej i dostawać więcej, a Xbox Game Pass w tym momencie mocno nas wszystkich rozpieszcza.
Wracając do ogłoszonych zmian w PS Plusie – Sony wyraźnie idzie w kierunku upsellingu usług. Zgodnie z książkową definicją tej techniki sprzedaży, stara się zachęcić swoich klientów do zakupu produktów w wyższych cenach lub progach. Próbuje nakłonić ich do wybrania kilku mogących zaintrygować ulepszeń w ofercie lub dodatków, które z kolei przyniosą organizacji większe przychody. Nowy Plus wpisuje się w ten kierunek – stanowi próbę uproszczenia oferty, by obecni abonenci mogli szybko i łatwo przenieść się do wyższych progów.
Dlaczego dla Japończyków to tak ważne? Tu odpowiedź przynoszą liczby – w grudniu 2021 roku liczba abonentów usługi PS Plus sięgnęła 48 milionów, z kolei PS Now dopiero w tamtym roku zaczęła przekraczać 3 miliony graczy. Dysproporcja jest gigantyczna – druga z usług stanowi w tym momencie mniej niż sześć procent puli. I Sony chce to zmienić, poprzez łączenie oferty i zachęcanie graczy do przeskakiwania na wyższe progi. Nawet zakładając, że co dziesiąty, setny lub tysięczny gracz zdecyduje się na taki krok – firma nadal na tym zyska.
Kto zyska?
Być może jeszcze Sony trzyma kilka informacji dla siebie i zamierza je ogłosić z czasem. Nadal wyraźnie widać pola do poprawy, by wspomnieć, chociażby dostępność usługi PS Now na świecie czy nieszczęsną przepaść między kosztami miesięcznymi i rocznymi Plusa. Nie zmienia to faktu, że nowy Plus potwierdza dość jednoznacznie, że Sony nie zamierza choćby pojawiać się w okolicach boiska, na którym zadomowił się Microsoft z Game Passem. Japońska firma gra na innej arenie, by nie powiedzieć nawet, że w tym momencie w zupełnie innej dyscyplinie.
Jakie przyniesie to efekty? Czas pokaże. Wiele odpowiedzi zyskamy wraz z udostępnieniem większej ilości informacji, na przykład o retro-tytułach, planach wprowadzania PS Now w kolejnych krajach i szczegółach dostępnej biblioteki. Samo Sony również będzie wyczekiwać na dane z rynku, by zobaczyć, czy ambitny plan upsellowania swoich produktów przyniósł oczekiwane korzyści i pozwolił zwiększyć przychody. W tym wszystkim warto też pamiętać, że na całą sytuację z równą uwagą spoglądają trzy grupy – oferujący usługi abonamentowe giganci, tysiące mniejszych i większych studiów tworzących gry i szukających dla siebie szansy na zarobek oraz oczywiście sami gracze, którzy chcą dostawać więcej za mniej. Każda z tych grup chce zyskać – pytanie, które rzeczywiście zdołają i jakie to będą korzyści, pozostaje otwarte.
Koncentrując się na rywalizacji Plusa z Game Passem i upatrując w nich przyszłości wirtualnej rozrywki, warto też, mimo wszystko, brać pod uwagę potencjalnie inne scenariusze rozwoju branży. CEO PlayStation Jim Ryan w niedawnym wywiadzie wskazywał na potencjał rozwijanych latami gier-usług, które będą w stanie na dłużej zaangażować społeczność, a tym samym skuteczniej drenować jej portfele. Być może to one skupią na sobie uwagę gigantów jeszcze w tej dekadzie. Równie dobrze wcale nie musi zmieniać się tak wiele – według najnowszych danych podawanych przez Piersa Harding-Rollsa z Ampere Analysis subskrypcje stanowią w tym momencie ledwie 4% przychodów w branży na rynkach europejskim i północnoamerykańskim. Jeszcze daleka droga do rewolucji, którą przeszedł choćby sektor muzyczny.