Starship Troopers, u nas znane pod tytułem Żołnierze Kosmosu, zajmuje w mojej prywatnej bibliotece szczególne miejsce. Wprawdzie teraz oglądam ten film z zupełnie innych powodów, niż gdy miałem dziesięć lat, ale to wciąż kawał dobrego kina z lat 90-tych. Dlatego zapewne zrozumiecie, czemu widząc zapowiedź nadchodzącej strategii Starship Troopers: Terran Command rzuciłem się na ochotnika do recenzji. Ten temat ekscytuje mnie tak, że przed pełnoprawnym tekstem muszę Wam chociaż chwilę poopowiadać o tej grze!
Razem, a jednak osobno
Od razu warto zaznaczyć, że film i gra to dwa zupełnie inne byty. Poza ogólnym zarysem fabularnym o kosmicznej wojnie z rasą robali i kilkoma linijkami tekstu pierwszej misji nie mają one ze sobą nic wspólnego. Nie znajdziemy tutaj bohaterów z filmu, ani nie ma nawiązań do historii z dużego ekranu. Nawet planeta, na której toczą się walki, nie występuje w oryginale z 1997 roku. Pomimo tego warto znać film, chociażby po to, żeby móc docenić dbałość twórców o wierność pierwowzorowi. Czapki z głów, bo klimat starć i ogólnie całej gry jest odtworzony fantastycznie. Aż nostalgia mnie ogarnia gdy widzę, jak moi żołnierze z Mobilnej Piechoty dzielnie stawiają czoła pozornie nieograniczonym hordom przeciwników!
Klasyka gatunku RTS, ale i Sci-Fi
Starship Troopers: Terran Command to typowa gra z gatunku Real Time Strategy. Nie ma tur, nie ma nawet aktywnej pauzy, wszystkie decyzje należy podejmować na gorąco. Dodaje to ciut trudności, ale jednocześnie sprawia, że bitwy są bardziej klimatyczne, choć także i chaotyczne. Ale czym jest wojna, jeśli nie chaosem? Zwłaszcza, gdy jedną ze stron są kosmiczne robale!
W odróżnieniu od wielu innych RTSów budowanie bazy czy zbieranie surowców jest tutaj ograniczone do minimum. Ot, zajmujemy budynek główny, z którego możemy wzywać wsparcie. Dociera ono do nas za pomocą statków desantowych, żadnej produkcji czy szkolenia jednostek. Wraz z postępami w trakcie misji możemy otrzymać dodatkowe zasoby, które można wykorzystać na wezwanie większej ilości piechoty bądź postawienie kilku prostych umocnień. Dostępnych jednostek jest niewiele, a jednocześnie możemy dowodzić najwyżej kilkunastoma na raz.
Wbrew pozorom to duży plus! Dzięki temu możemy swobodnie skupić się na obronie i ataku. A tutaj poza samą siłą ognia ważne jest także ustawienie jednostek. Gdy dwa oddziały stoją jeden za drugim ten z tyłu nie może strzelać (o ile nie ma wyrzutni rakiet bądź granatników), więc nieustannie musimy pilnować formacji i mikrozarządzać jednostkami. Każdy z oddziałów może też zdobywać doświadczenie, więc warto utrzymywać ich przy życiu. Doświadczone oddziały walczą odrobinę lepiej, ale przede wszystkim mają dostęp do dodatkowych, przydatnych umiejętności.
Porządna robota, choć nie idealna
Misje są liniowe, ale dają nam odrobinę swobody. Jak dotąd dzielą się one na dwa typy: otwarta mapa z wyznaczonymi celami, gdzie możemy dowolnie prosić o wsparcie i uzupełniać straty oraz bardziej liniowe, korytarzowe etapy, gdzie dostajemy określoną liczbę oddziałów i musimy sobie radzić z tym, co mamy. Jak na razie to jest największą wadą gry, choć z nieco innego powodu. Otwarte mapy są do siebie niesamowicie podobne – trochę wzgórz, trochę budynków, może jakiś kanion czy góra, wszystko w klimacie pustynnym. Te drugie z kolei to wnętrza jaskiń, ciemne i klaustrofobiczne. I to tyle, jeśli chodzi o rozmaitość.
Fabularnie nie ma co się rozpisywać. Osią jest konflikt ludzkości z arachnidami na powierzchni planety Kwalasha. Gdzieś tam pojawiają się informacje w formie propagandy prosto z filmu (wliczając w to słynne “Would you like to know more?”), a także jakiś nieśmiały wątek dotyczący głównodowodzącego naszymi oddziałami, ale twórcy nie szaleli z inwencją twórczą. Na szczęście to, co nam zaserwowano w pełni pasuje do wszystkiego, co znamy z filmu, więc zgrzytu nie ma. Na szczęście Slitherine Software postanowiło skupić się na najważniejszym: na samej rozgrywce.
A tutaj mam naprawdę mało zastrzeżeń! Gra się przyjemnie, a misje nie są przesadnie długie. Do wyboru pięć poziomów trudności, więc łatwo można znaleźć odpowiednie dla siebie wyzwanie. Dotychczas bawię się wyśmienicie i zarówno mój wewnętrzny fan Starship Troopers jak i RTSów jest zadowolony. Na ostateczną ocenę należy jednak poczekać jeszcze jakiś tydzień. Zachęcające jednak jest to, że sam nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z robalami!