The Elder Scrolls Online: Dark Brotherhood – recenzja (PS5). Ukryty w cieniu

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
Dark Brotherhood - grafika główna

Mroczne Bractwo i już wiadomo, że wesoło nie będzie. No, przynajmniej pod względem klimatu, bo w zakresie oferowanej zawartości dodatek Dark Brotherhood do The Elder Scrolls Online prezentuje się całkiem zacnie. To bowiem drugie i jednocześnie ostatnie rozszerzenie, skupiające się na nowej gildii, w tym wypadku tytułowym Mrocznym Bractwie – sekcie, zrzeszającej płatnych morderców, czczących Nocną Matkę.

We know.

Dziw bierze, że ta – w moim odczuciu – najbardziej charakterystyczna z frakcji w serii musiała odczekać aż dwa lata na swój debiut w The Elder Scrolls Online i otwarcie swoich wrót na świeżych rekrutów. Każdy chętny, choć bacznie obserwowany, otrzyma dostęp do całkowicie nowej linii fabularnej w Gold Coast – malutkiej i wbrew nazwie raczej średnio urodziwej (ot, dwa średniej wielkości miasta i kilka szaroburych pagórków pokrytych ruinami) – podczas której zmuszeni będą kompletnie zerwać z jakąkolwiek fasadą bohaterstwa, by mordować za pieniądze.

Dark Brotherhood - Gold Coast
Złote Wybrzeże jakoś tak mało złote…

Przyznam, że Mroczne Bractwo nigdy nie było moją ulubioną gildią w serii, ale zawsze darzyłem je pewnym respektem za dziwaczny niepokój, który towarzyszył powiązanym z nim zadaniom. Toteż spodziewałem się, że choć w historii Dark Brotherhood nie zakocham się najpewniej, jak w tej z Thieves Guild, to zapewni mi ona przynajmniej kilka ciekawych doświadczeń. Dokładnie tak też się stało. Mamy tu bowiem do czynienia z całkiem niezłą opowieścią o łowcy stającym się zwierzyną, bo dość szybko okazuje się, że ktoś z uporem maniaka morduje kolejnych członków stowarzyszenia, a całość dodatkowo wzbogacona jest o nawet przyjemne polityczne przepychanki między Imperium, Zakonem Godziny a piracką bandą Czerwonych Żagli (Red Sails w oryginale, oficjalnego tłumaczenia brak).

Zapomnij, że cokolwiek widziałeś

Brak tutaj jednak równie charakterystycznych postaci, co w przypadku tych z Gildii Złodziei. Przynajmniej jeżeli mowa o tych z największą ilością czasu antenowego. Wiecznie spisującego wszystko Green-Venom-Tongu czy duet Kora i Hildegard wypadają świetnie, ale zepchnięto ich na drugi plan, pozwalając im rozwinąć skrzydła wyłącznie w pojedynczych (i naprawdę dobrych, zabierających nas w zupełnie nowe lokacje) misjach.

Dark Brotherhood - zniszczona wioska
Przypisane do niektórych misji lokacje prezentują się naprawdę świetnie i stanowią powiew świeżości po szaroburym Gold Coast.

Całe szczęście, że same zadania to już powiew świeżego powietrza. Jako że wcielamy się w członka bractwa zabójców, domeną naszych działań jest cień, więc premiowane jest ciche działanie. Nie jest przy tym obligatoryjne, przez wszystkie zadania możemy się po prostu przerąbać przez strażników. Minusem takiego rozwiązania będzie jednak olbrzymia nagroda wyznaczona za naszą głowę, co skutecznie utrudni późniejsze poruszanie się po miastach czy też zakupy. Część misji oferuje również opcjonalne wytyczne, wynagradzające nasz trud lepszymi nagrodami za wykonanie zadania. Sporym ułatwieniem jest natomiast nowa umiejętność – Blade of Woe – pozwalająca na ciche i natychmiastowe zabójstwo celu, o ile wcześniej zakradliśmy się do niego bez zostania wykrytym.

Sztylet w plecach

Samo Blade of Woe możemy dodatkowo ulepszać poprzez nowe drzewko skilli. W efekcie skrytobójstwa pozwolą nam nie tylko pozbyć się strażników bądź celu bez podnoszenia rabanu, ale obdarzą nas ponadto przyjemnymi bonusami, jak chociażby zwiększenie prędkości poruszania się zaraz po morderstwie czy też zmniejszeniem wysokości nagród wyznaczanych za naszą głową za atakowanie NPC-ów. Drzewko ma dwanaście poziomów, a by je wymaksować należy poświęcić nieco czasu i podjąć się kilku zleceń Mrocznego Bractwa.

Dark Brotherhood - ciche morderstwo
Ciężka zbroja średnio nadaje się do cichego grania, ale wciąż każde tego typu zabójstwo sprawia masę satysfakcji (nawet jeśli daje mniej doświadczenia).

Te stanowią przy okazji większość dodatkowej zawartości Dark Brotherhood. Regularnych, fabularnych zadań pobocznych jest stosunkowo niewiele, ale skutecznie nadrabiają to Kontrakty i Sakramenty Bractwa. Te pierwsze zabierają nas na mordercze przygody po całym Tamriel, wymagając wyłącznie odnalezienie celu i wyeliminowania go. Te drugie z kolei odbywają się w zamkniętych lokacjach i są tylko trzy, ale otwierają nam drogę do Litanii Krwii, czyli dłuższego zadania, w którym naszym celem jest wymordowanie piętnastu celów, rozsianych po wszystkich dostępnych krainach. Brzmi trochę jak deja vu, ale o ile w trakcie Kontraktów nasze ofiary oznaczane są automatycznie, gdy tylko się do nich zbliżymy, Litania wymaga od nas ich samodzielnego zidentyfikowania na podstawie cech charakterystycznych.

Morduj i kolekcjonuj

Poza tym zabraknąć nie mogło pomniejszych aktywności. Fani bezmózgiej rąbanki ucieszą się na widok dwóch aren oraz publicznych lochów, a kolekcjonerom prawdopodobnie pocieknie ślinka, gdy dowiedzą się o trzech (całkiem schludnych, aczkolwiek raczej standardowo wyglądających) zestawach uzbrojenia do skompletowania i paru motywach opancerzenia (tu warto wspomnieć o świetnie prezentującym się stylu minotaura). Do tego parę kostiumów i to w zasadzie wszystko.

Dark Brotherhood - statua

Ukryty w cieniu

Dark Brotherhood pod względem zawartości jest zatem nieco mniejszym rozszerzeniem, niż Thieves Guild (nie wspominając już o wcześniejszym Orsinium), ale jednocześnie stanowi produkt bardzo spójny i przemyślany. Stawiające na cichą rozgrywkę zadania, nowa skrytobójcza umiejętność, fajnie zaprojektowane misje poboczne, a nawet ponure widoki Gold Coast świetnie wpisują się w klimat Mrocznego Bractwa. Nie obraziłbym się za ciekawszych bohaterów głównego wątku lub nowe instancje, lecz wciąż przy Dark Brotherhood spędziłem kilka przyjemnych godzin, a samo rozszerzenie, choć nie przebiło w moim prywatnym rankingu Thieves Guild, to znajduje się w nim całkiem wysoko, chociażby za sprawą swojej jakże unikalnej atmosfery.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top