The Elder Scrolls Online: Wrathstone – recenzja (PS5). Udana zmiana kursu

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
Wrathstone - grafika główna

Wrathstone był pierwszym dodatkiem wydanym po korekcie narracyjnego kursu dokonanej przez ZeniMax Online Studios. O ile wcześniej, jak było to choćby w przypadku Murkmire, pomniejsze rozszerzenia stanowiły zazwyczaj osobne historie, o tyle teraz każde następne miało wpisywać się w większą narrację, rozpisaną przynajmniej na kolejny rok, tym samym łącząc się w fabularnie z dużymi „rozdziałami”. W efekcie Wrathstone traktować można jako krótkie, bo składające się z dwóch fabularnych lochów wprowadzenie do naprawdę świetnego Elsweyr, który nadejść miał kilka miesięcy później.

Czym jest Wrathstone

Oba zawarte w dodatku lochy – Depths of Malatar i Frostvault – łączy ta sama historia poszukiwaczki skarbów Tharayyi, próbującej odnaleźć dwie połówki legendarnej relikwii Khaajtiów. Chodzi oczywiście o tytułowy Wrathstone. Tym samym zamiast luźno powiązanych ze sobą wątków, otrzymujemy spójną całość. Może i nie jest to opowieść trzymająca gracza na krawędzi fotela, ale znalazło się tu miejsce dla kilku nieźle wyreżyserowanych scenek, dzięki którym czuć, że jest to coś więcej, aniżeli kolejny pakiet lochów, nawet jeśli u podstaw tym właśnie jest.

Wrathstone - potwór z cienia
Walka ze Scavenging Maw już od początku nastraja pozytywnie, co do reszty dodatku.

Otchłanie Malatar

Depths of Malatar zabiera nas do ruin opuszczonego (aczkolwiek, jak się szybko okazuje, nie do końca) imperialnego fortu, zbudowanego na pozostałościach ayleidzkich budowli. W lochu czeka na nas pięciu dość ciekawych bossów. Na uwagę zasługuje już pierwszy z nich – Scavenging Maw – który co jakiś czas rozpływa się w cieniu, by znienacka zaatakować. Pozostali bossowie również wypadają nie najgorzej, co rusz przyzywając wsparcie, przeplatając standardowe ataki obszarowymi, a nawet przenosząc całą drużynę na nową arenę. Wizualnie jest niemniej ciekawie, bowiem nieco bardziej klaustrofobiczne imperialne lokacje przeplatają się z rozległymi jaskiniami, pełnymi ruin dawnych budynków Ayleidów.

Lodowa krypta

Frostvault to natomiast nic innego jak pokryte lodem, krasnoludzkie ruiny. Stąd też przeciwnicy oraz bossowie (sztuk 4, nie licząc mini bossa) to w przeważającej większości automatony. Wspomnieć warto przede wszystkim o Vault Protectorze, podczas walki, z którym należy unikać poruszających się po planszy laserów, a i finałowy „szef”, czyli The Stonekeeper, pozytywnie zaskakuje, odpalając co jakiś czas „fazę eksterminacji, w której trakcie przejmujemy dowodzenie nad szczurem-robotem, mając za zadanie zniszczenie odpowiednich rdzeni w jego wnętrzu. Projekt lochu również ma swoje momenty, ciesząc oczy przede wszystkim monumentalnymi pozostałościami krasnoludzkiej technologii.

0Wrathstone - robostrażnik

Fashion Scrolls

Oba lochy posiadają ponadto swój wariant Veteran, a jeżeli przed wieńczącą Depths of Malatar walką z Symphony of Blade spalimy Dictates of the Lady of Light, zainicjujemy jej trudniejszą wersję. Za nasze trudy otrzymamy możliwość skompletowania łącznie ośmiu zestawów uzbrojenia – Auroran’s Thunder, Scavenging Demise, Frozen Watcher i Symphony of Blades dla Depths of Malatar, oraz Tzogvin’s Warband, Icy Conjurer, Mighty Glacier i Stonekeeper dla Frostvault. Wizualnie są całkiem ładne i oferują konkretne bonusy do statystyk. Szkoda jedynie, że żaden z nich, nie licząc Stonekeepera, nie odwołuje się swoich projektem do krasnoludzkiego stylu. Natomiast za sam zakup Wrathstone i postawienie nogi w którymkolwiek z lochów, otrzymamy w nagrodę koronę Ayleid Royal Crown.

Udana zmiana kursu

Nie powiem, jestem całkiem zaskoczony. Do kolejnych „dungeon packów” do The Elder Scrolls Online podchodzę już niejako z automatu, bo dotychczas w zasadzie każdy z nich oferował dokładnie to samo. Oczywiście były te nieco gorsze i te nieco lepsze (ot, Wolfhunter), ale Wrathstone zdecydowanie wybija się poza pozostałe. Spójna, spinająca się z większą narracją historia, kreatywne potyczki z bossami oraz sporo ładnych widoczków skutecznie plasują go w mojej czołówce tego rodzaju dodatków.

Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Bethesda Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top