Vampire: The Masquerade – Swansong – recenzja (PS5). Perła z drewna wykonana

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
Swansong - grafika główna

Nigdy nie grałem w papierowego „Wampira”, ale ani odrobinę nie przeszkadza mi to uwielbiać wampirze uniwersum całym serduszkiem. Zasługę przypisać należy przede wszystkim wybitnemu, acz mocno niedopracowanemu Vampire: The Masquerade – Bloodlines i serii visual novelek od polskiego Draw Distance. Połączcie to z moim uwielbieniem do przegadanych RPG-ów, a kompletnie naturalnym wyda Wam się to, że Vampire: The Masquerade – Swansong w momencie zapowiedzi natychmiast rozbudził moją wyobraźnię. Koniec końców od sięgnięcia po produkcję Big Bad Wolf odstraszyły mnie negatywne opinie na premierę i z zagraniem zwlekałem dobre dwa lata. Niepotrzebnie, powinienem był to zrobić wcześniej.

Drewniani królowie

Już na samym początku należy zaznaczyć, że Swansong to tytuł dobry w niekonwencjonalnym tego słowa znaczeniu. Mamy tu bowiem do czynienia z produkcją bardzo ambitną, acz trapioną wieloma ułomnościami, co staje się absolutnie zrozumiałe, kiedy zdamy sobie sprawę, że Big Bad Wolf to oddział Cyanide, odpowiedzialnego za takie drewniane perełki jak Of Orcs and Men, seria Styx czy najbardziej docenione z tych wszystkich tytułów Call of Cthulhu. Jeżeli jesteście z ich grami zaznajomieni, to zdecydowanie warto się Swansong zainteresować, bo po raz kolejny twórcy zachwycają fantastycznym, ociekającym klimatem światem i wciągającą intrygą.

Swansong - siedziba Camarilli
Lokacje robią kapitalne wrażenie już od samego początku.

Czerwony alarm

Motyw przewodni stanowi tutaj kaźń, do której doszło w trakcie spotkania przedstawicieli bostońskiej Camarilli i Stworzyszenia Hartforda, w której wyniku ogłoszono czerwony alarm. Pośród wampirów panuje panika i strach. Sytuacja ta może być bowiem ostatnim gwoździem do trumny organizacji, już i tak systematycznie wyniszczanej przez wewnętrzne konflikty i polityczne gierki. Książę Hazel Iversen, wciąż nowa na stanowisku i budząca pośród swoich podwładnych olbrzymie kontrowersje, wysyła w celu zbadania sprawy trójkę krwiopijców: oddanego Camarilli Galeba Bazory’ego, niesforną Emem oraz Leyshę, dopiero co wypuszczoną ze szpitala psychiatrycznego Malkaviankę, wraz z jej kilkuletnią córką.

Choć całość spina główny wątek, to mimo wszystko najciekawsze są ich osobiste historie i relacje z innymi bohaterami. Opowieść doznającej halucynacji Leyshy potrafi ścisnąć za serce, a na pozór pozbawiony uczuć Bazory okazuje się pod swoją skorupą dość tragiczną postacią. Rozszerzyć można to zresztą także na bohaterów pobocznych, bo nic w tej opowieści nie jest takie, jakim może się na pozór wydawać. Tytułowa maskarada w Swansong zaznacza swoją obecność na każdym kroku, abstrahując nawet od konieczności ukrywania istnienia Świata Ciemności przed śmiertelnikami, czyli przecież jej podstawowego znaczenia. Scenarzyści z lubością wodzą nas za nos i grają na uczuciach, pozwalając graczowi poczuć, że faktycznie wkroczył do świata, w którym ufać można tylko sobie.

Swansong - bohaterowie
Poznajcie naszych bohaterów. Od lewej: Leysha, Emem i Galeb.

Zagrożenie w głowie

Klimat to zresztą jeden z aspektów Vampire: The Masquerade – Swansong, w którym tytuł ten absolutnie błyszczy. Czuć go nie tylko w samej fabule, ale też w każdej lokacji. Niezależnie od tego, czy właśnie zwiedzamy luksusowe apartamenty, obskurne doki czy sterylne laboratoria – mrok drzemie w każdej z nich. Niekiedy widać go na pierwszy rzut oka, innym razem trzeba najpierw przejrzeć fasadę luksusu. Uczucie to potęguje towarzysząca nam niepokojąca, często ambientowa muzyka, sprawiająca, że ani na moment nie czujemy się bezpiecznie. W końcu w większości miejsc, do których trafiamy, nie powinniśmy mieć wstępu.

Jest to o tyle ciekawe, że Swansong nie zawiera żadnych scen walki, a co bardziej dynamiczne momenty występują w nim niezwykle rzadko. Jest to bowiem „erpeg”, który w całości skupia się na odgrywaniu postaci. Statystyki i umiejętności specjalne, owszem, zostały uwzględnione, ale wszystkie posłużą nam wyłącznie podczas dialogów oraz eksploracji. Zamiast siły i zręczności rozwijać będziemy tu bowiem między innymi perswazję i dedukcję, a potężne czary i ataki zastąpiono możliwości zobaczenia tego, co niewidzialne. Szkoda jedynie, że całą trójką, choć każdego z bohaterów pomiędzy rozdziałami rozwijamy osobno, gra się w zasadzie identycznie, a drobne różnice w ich zdolnościach odgrywają jakąkolwiek rolę jedynie w konkretnych momentach.

Swansong - kanały
Wampirzy półświatek to nie tylko wytworne kluby i apartamenty.

Słowne potyczki

To jednak nie przeszkadza w czerpaniu z rozgrywki masy frajdy, o ile tylko lubicie zwiedzać ładne lokacje i spędzać czas na dyskutowaniu ze szwendającymi się po nich bohaterami. Daje to mnóstwo satysfakcji, bo Swansong bynajmniej nie prowadzi nas za rączkę. Tylko od naszej dociekliwości zależy, ile z sekretów odwiedzanych miejscówek poznamy. Warto zatem lizać ściany, bo przełoży się między innymi na dostępne opcje dialogowe i dalszy przebieg historii. Nic nie stoi na przeszkodzie, by lecieć na przepadło do końca misji, kiedy tylko zaliczymy jej główny cel, ale trzeba się liczyć z tym, że finalnie ominąć może Was spory wycinek opowieści.

Ciekawie wypadają również same dialogi. Nie ma tu wprawdzie jakiejś wielkiej rewolucji, ich konstrukcja przypomina tę z dowolnego innego RPG-a, ale znalazło się tu miejsce na nieco głębi. To, że nowe opcje odblokowują nam stopień rozwinięcia konkretnych umiejętności czy odnalezione na mapie informacje to standard, ale sama liczba potencjalnych rozgałęzień i to, że szanse naszego powodzenia zależą też od biegłości przeciwnika w kontekście wykorzystanej zdolności, sprawia, że całość nabiera rumieńców, a każda rozmowa staje się małą potyczką. Zwłaszcza w kluczowych momentach historii, kiedy na przestrzeni dłuższej rozmowy musimy przekonać rozmówcę do swoich racji, mogąc przy tym popełnić określoną liczbę błędów. Emocje są spore, aczkolwiek daleko tu do ideału, bo często wynik danego dialogu zależy od naszego szczęścia, a finalnie rezultat całej potyczki i tak rozstrzygany jest wyłącznie na podstawie ostatniej wymiany słów.

Swansong - dialog
Dialogi stanowią jedyną formę starć w grze. Czasami charakteryzują się zbyt dużą losowością.

Wampirze moce

Swoje szanse zwiększać możemy, wykorzystując punkty skupienia lub krwi, chwilowo podbijając nasze statystyki w konkretnej dziedzinie. Te pierwsze związane są ze standardowymi umiejętnościami pokroju wspomnianej perswazji i zastraszania, te drugie powiązane są natomiast z dyscyplinami, jak choćby dominacja. Wchodzenie w różnice między nimi nie ma jednak większego sensu, bo w zasadzie sprowadzają się do tego samego – dodatkowej opcji dialogowej lub interakcji z elementami świata gry.

Ważniejsze w ich kontekście jest natomiast to, że posiadane punkty skupienia i krwi są ograniczone. Na szczęście można je odnowić. O ile jednak punkty krwi odzyskamy, wysysając krew z mieszkańców Bostonu (o ile wcześniej znaleźliśmy bezpieczne miejsce, do którego możemy ich zwabić) lub przekąszając szczura (co zapełnia pozbawiony znaczenia miernik podejrzenia), o tyle skupienie zregenerować można wyłącznie specjalnymi przedmiotami do znalezienia, których niestety jest dość mało. Trzeba zatem dwa razy zastanowić się, czy ich wykorzystanie (odnoszę się tu zarówno do samych punktów, jak i przedmiotów) będzie w danym momencie opłacalne.

Swansong - Leysha w klubie


Toteż pomimo tego, że rozgrywka Vampire: The Masquerade – Swansong ogranicza się wyłącznie do eksploracji i rozmów, wciąż pozostaje dość ekscytująca. Świadomość, że jeden źle poprowadzony dialog może mieć negatywne konsekwencje dla dalszego przebiegu historii, sprawia, że bezustannie waży się swoje opcje i przeczesuje lokacje z nadzieją, że znajdziemy coś, co pomoże nam w dokopaniu się do najlepszego z możliwych zakończeń i poznaniu prawdy o wydarzeniach z tej nieszczęsnej nocy i motywacjach poszczególnych bohaterów. Łyżką dziegciu jest niestety to, że samo zakończenie okazuje się mocno rozczarowujące, sprowadzając się koniec końców niemalże wyłącznie do kilku plansz z napisami. Na całe szczęście nie było to w stanie przyćmić mi masy dobrych wspomnień z tych kilkunastu godzin, które spędziłem w Świecie Mroku.

Technologiczne zacofanie

I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie fakt, że choć pod względem fabularnym Swansong jest świetny, to już technicznie jest on diabelnie nierówny. Widać to najlepiej w warstwie wizualnej. Lokacje zaprojektowane są naprawdę świetnie i potrafią zachwycić, ale już modele bohaterów i ich drewniane animacje oraz mimika przypominają złote lata 7. generacji konsol. Owszem, Swansong nie jest produkcją wysokobudżetową, ale nawet mając to na uwadze, trudno jest przełknąć, jak źle wyglądają i poruszają się jego bohaterowie. Poszczególne mechaniki bywają przy tym dość nieczytelne, a w lokacjach niekiedy łatwo się zgubić. Tu należy przywołać fatalną sekwencję skradankową i fatalne w swoim projekcie doki. Tyle dobrego, że całość działa płynnie i raczej pozbawiona jest błędów, choć zdarzyło mi się raz zaciąć na geometrii poziomu.

Swansong - Victoria Ash zbliżenie

Victoria Ash

Stronię o przekładania złotówek na czas gry, ale są sytuacje, w których zachłanność twórców (lub wydawców) zwyczajnie mnie obraża. Fabularny dodatek do Vampire: The Masquerade – Swansong o podtytule Victoria Ash, wycenione na 32 zł, sprowadza się bowiem do trzech dodatkowych dialogów i podniesienia jednego świstka papieru w jednej z odwiedzanych w podstawce lokacji. Ja rozumiem, że miał to być bonus dla nabywców droższej edycji gry, ale na litość boską, to powinno kosztować maksymalnie dychę. Wątek tytułowej Victorii, znaczącej postaci w wampirzym półświatku, okazuje się przy tym kompletnie nie interesujący, a i wpływ na główny wątek ma absolutnie żaden. Unikać.

Perła z drewna wykonana

Wciąż jednak wszystkie ułomności Vampire: The Masquerade – Swansong nie były w stanie zepsuć mi zabawy. Do paskudnych bohaterów w końcu się przyzwyczaiłem, przez co toporniejsze momenty przebrnąłem, a pomniejsze głupotki po prostu zaakceptowałem. Jeżeli będziecie w stanie zrobić to samo, to czeka na Was naprawdę kapitalnie poprowadzona historia z masą odcieni szarości i niesamowitym klimatem. Swansong w żadnym razie nie jest tytułem wybitnym, ale jak najbardziej zasługuje na to, by poświęcić mu tych kilkanaście godzin. Zaufanie odpłaca bowiem z nawiązką.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Kup Vampire: The Masquerade - Swansong (PS4/PS5)

Reklama produktu w Ceneo.pl


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top