Jestem zmęczony grami z otwartym światem do tego stopnia, że na widok tej frazy reaguję już ciężkim westchnieniem. Trudno nie zauważyć, że rynek został nimi w ostatnich kilku latach przesycony, a niemalże każda kolejna wysokobudżetowa produkcja szczyci się olbrzymią mapą z miliardem rzeczy do roboty. Zamysł wprawdzie nie jest wcale zły, ale niestety tylko nieliczni potrafią wprowadzić go w życie w sensowny sposób. Takie Assasin’s Creed: Odyssey chociażby, choć bardzo przyjemne, straszy przerażająco nijakim, nawet jeśli przepięknym i pełnym zadań, światem. Na całe szczęście, są jeszcze takie gry jak Ghost of Tsushima, które udowadniają, że open-world może oznaczać coś naprawdę dobrego.
Mistycyzm Japonii
Główną różnicą między tymi dwiema grami jest to, że tytułowa Cuszima z gry Sucker Punch Productions jest w przeciwieństwie do ubisoftowskiej wizji starożytnej Grecji przepięknie spójna. To świat przemyślany w najmniejszym wręcz szczególe, w którym każda mechanika, każde zadanie i każda nawet znajdźka nie tylko pasuje do niego, ale jest z nim niemalże integralna. Ghost of Tsushima – jak każdy open-world – oferuje masę aktywności do zaliczenia, ale w żadnym momencie nie czułem, by to, co robię, miało za zadanie wyłącznie wydłużenie czasu gry.
Nawet drobnostki pokroju układania haiku nad górskim strumieniem czy gonitwa za lisem lub przepięknie złotą wilgą maskową, które prowadzą nas tu do wszelakiego rodzaju znajdziek, wyraźnie składają się na niezwykły urok tego misternie przygotowanego świata. Jest w tym pewien mistycyzm, budzący naturalne skojarzenia z charakterystycznym i często egzotycznym dla Europejczyków klimatem Japonii. Oczywiście, mowa tu o jej wizji z przypowieści i legend, bo nie śmiem twierdzić, że prawdziwa Cuszima to miejsce pełne pomocnych lisków i ptaszków, w którym do celu poprowadzi nas wiatr. Niemniej, otwarty świat Ghost of Tsushimy jest pod tym względem absolutnie fascynujący.
Wierność kodeksowi
Twórcy zadbali przy tym o to, by całość w piękny sposób spiąć odpowiednio poprowadzoną historią, która nie tylko zainteresuje gracza, ale sprawi przy okazji, że wszystkie zaimplementowane mechaniki ożyją. Dość liberalnie oparta na faktycznej inwazji Mongołów na Cuszimę opowieść o Jinie Sakaiu, tytułowym „duchu”, zmagającym się z wyborem między wiernością kodeksowi samuraja a pragnieniem wyzwolenia swojej ojczyzny spod jarzma brutalnego najeźdźcy nie tylko przejmuje do cna, ale również łączy wszystko w jedną spójną całość. Klasyczne wyzwalanie wiosek, zbieranie potrzebnych do ulepszenia ekwipunku zasobów, czy nawet kolekcjonowanie znajdziek wypada jak najbardziej naturalnie w kontekście desperackiej walki o przetrwanie umiłowanego kraju.
Jestem absolutnie oczarowany opowiadaną przez Ghost of Tsushima historią. U podstaw jest to dość prosta opowieść o zemście, ale scenariusz okazuje się na tyle zniuansowany i pełen kapitalnie napisanych, pełnowymiarowych bohaterów, że trudno jest się w nim nie zakochać. Zwłaszcza że grający w nim pierwsze skrzypce motyw poświęcenia (w przypadku Jina dosłownie wszystkiego) rezonować będzie, jak mi się wydaje, z każdym z nas. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy w bliźniaczej wręcz sytuacji znalazł się sąsiadujący z Polską kraj. Nawet najeźdźca jest w zasadzie ten sam.
Wiedźmińska nauka
Dodatkową podporą scenariusza są liczne zadania poboczne, które na całe szczęście nie opierają się tu na klasycznych, growych motywach. Twórcy wzięli sobie do serca przyniesioną przez Wiedźmina naukę i zadbali o to, by każdy dodatkowy wątek nie tylko oferował graczowi interesującą opowieść, ale też wzbogacał postać samego Jina. Każde, najprostsze nawet na pozór zlecenie okazuje się zatem posiadać w sobie jakiś nieoczekiwany element, zachęcając tym samym do eksplorowania Cuszimy i poznawania losów jego mieszkańców. Niezależnie bowiem, czy na swojej drodze natrafimy na ojca, rozpaczającego nad ciałem swojego syna, brutalnie zabitego przez Mongołów, czy ruszymy tropem legendy o zamieszkującym okoliczne lasy duchy zemsty, za każdym razem czuć będziemy, jak kolejne elementy wskakują na swoje miejsca, coraz mocniej budując ten fantastyczny świat.
Wisienką na torcie są przy tym dłuższe linie fabularne, poświęcone sojusznikom, których Jin pozyskuje w trakcie swojej podróży od zalanej krwią samurajów plaży do emocjonalnego (i emocjonującego) finału. Każdy z nich, składający się z szeregu misji, tworzy zwartą i spójną opowieść, nieodbiegającą poziomem od głównego wątku gry. Wątki chociażby poszukującej zemsty na mordercach jej rodziny Pani Masako czy próbującej zwyczajnie przetrwać wraz ze swoim bratem złodziejki Yuny to absolutna klasa sama w sobie, uwodząca gracza dorosłą opowieścią, wpisującą się w motyw przewodni gry – stratę. Dramatyczne wydarzenia przeplatane są przy tym weselszymi momentami, uczłowieczającymi bohaterów i pozwalającymi na zdecydowanie łatwiejsze zżycie się z nimi, a nie ma lepszej motywacji do wyzwolenia ojczyzny bohatera niż pamięć o naszych bliskich.