War Hospital – recenzja (PC). Wojenny koszmar

Gra dostępna na:
PC
PS5
XSX
War Hospital - grafika główna

Ambicje to często niestety za mało. Perfekcyjnie po raz kolejny udowodniło to polskie Brave Lamb Studio, które zapragnęło stworzyć pełen dylematów symulator szpitala polowego, osadzony w czasach I wojny światowej. War Hospital, bo tak też tytuł ten nazwano, zapowiadał się naprawdę smakowicie, a i szansa na sukces również była niemała. Niezwykle pozytywny odbiór dość nieco podobnego w założeniach i również polskiego Frostpunka pokazał, że graczy ciągnie do moralnie niejednoznacznych produkcji. Dodatkowym atutem miało być osadzenie akcji gry w czasach Wielkiej Wojny, która nie może poszczycić się zbyt dużą popularnością wśród twórców gier. Wszystko zapowiadało się zatem pięknie i pewnie by tak było, gdyby nie fakt, że War Hospital zwyczajnie nie działa.

Zagubiony na froncie

Irytuje to, tym bardziej że w samej grze jak najbardziej widać masę potencjału. Rozgrywka przypomina nieco jedzenie zupy widelcem, bo głównym celem gracza jest przetrwanie niemieckiej ofensywy na sojusznicze okopy. W tym celu zarządzamy naszą placówką medyczną, decydując, których rannych operować, a których ratować już w zasadzie nie warto. Zatrudniamy chirurgów (w tym specjalistów od psychiatrii i obrażeń chemicznych) i wspomagający ich personel – od pielęgniarek, przez ratowników, aż po pracujących w fabrykach żywności i medykamentów inżynierów. Ulepszamy szpital, wyposażając go w odblokowującą nowe zabiegi aparaturę, dodatkowe miejsca dla pracowników czy po prostu bajery zwiększające wydajność fabryk lub bezpieczeństwo operacji. Nadzorujemy przeczesujące ekipy zwiadowcze i wspomagamy je w ich misjach, a od czasu do czasu pomagamy dowództwu w zlecanych przez nich zadaniach.

War Hospital - szpital
Szaro, buro, deszczowo. Kolejny dzień w okopach.

Utrzymanie szpitala kosztuje jednak niemało. Każda operacja wymaga czasu i odpowiedniej liczby środków medycznych. Te z kolei tworzy się przy pomocy dostarczanych cyklicznie narzędzi oraz produkowanego na miejscu alkoholu. Pracownicy co rusz męczą się, więc trzeba manualnie wysyłać ich na przerwy, jednocześnie znajdując im zastępstwo, o ile wcześniej nie odblokowaliśmy systemu zmian. Wspomniane wcześniej narzędzia wraz z gotówką służą również do kupowania ulepszeń. Za kasę z kolei nabywamy również gotowe medykamenty i zasoby, z kolei pracowników pozyskujemy dzięki przydzielanym przez dowództwo punktom poboru. Zadbać trzeba przy tym o produkcję żywności, preferencje członków zespołu, a także wysyłanie wyleczonych żołnierzy na front, by móc obronić się przed kolejnym atakiem, bądź do sztabu lub „cywila”, by kolejno pozyskać dodatkowe fundusze i podreperować morale załogi.

Chaotycznie, ale satysfakcjonująco

Jeżeli spociliście się nieco w trakcie lektury powyższych dwóch akapitów, to świetnie, bo wiecie już teraz mniej więcej, jakie emocje towarzyszą graczowi podczas zabawy. War Hospital wprawdzie nie jest wyjątkowo trudny, ale trzeba zadbać w nim o tak dużo elementów, że co chwila przeskakiwać będziecie pomiędzy kolejnymi i, przyznam szczerze, dość topornymi menusami. Pozostawienie gry samej sobie szybko doprowadzi do braków w zaopatrzeniu, które błyskawicznie pociągną za sobą lawinę konsekwencji, prowadząc koniec końców do spadku poziomu morale do zera, czyli automatycznej przegranej, o ile w porę nie okiełznaliśmy sytuacji. Przyznam, daje to sporo satysfakcji, ale nadzorując pracę szpitala i umiejętnie operując zasobami, takie sytuacje nie powinny zdarzać się zbyt często.

War Hospital - leczenie
Nie wszystkie sposoby operacji są dostępne od razu. Większość trzeba najpierw odblokować.

Okopowa nuda

To tyle z dobrego, bo dalej jest już tylko gorzej. Przede wszystkim, pomimo siatki zależności i ciągłej klikaniny, tytuł ten okazuje się na dłuższą metę dość nużący. Sporą winę ponoszą w tym stawiane przed graczem wyzwania, które w większości przypadków sprowadzają się do czekania. Kiedy w pierwszym z rozdziałów po serii samouczkowych wytycznych otrzymałem polecenie utrzymania szpitala przez kolejnych dwanaście dni, westchnąłem. Kiedy po godzinie okazało się, że wciąż pozostało mi parę dobrych dni do końca, a do tej pory nie wydarzyło się absolutnie nic, miałem ochotę War Hospital po prostu wyłączyć.

Tytuł ten szumnie reklamowano niejednoznacznymi decyzjami i owszem, te pojawiają się w trakcie operacji, misji zwiadowczych i niektórych zadań od dowództwa. Dość szybko jednak przestajemy je czytać i wdawać w moralne rozterki, zamiast tego skupiając się na porównywaniu towarzyszących im statystyk i wybierając tę, która świeci się bardziej na zielono, niż czerwono. Może to i można uznać za komentarz o towarzyszącej lekarzom znieczulicy, ale wydaje mi się, że byłaby to z mojej strony lekka nadinterpretacja.

War Hospital - chłop
Każdy ranny ma swoją biografię, ale kogo by to obchodziło?

Atak z zaskoczenia

Wciąż jednak nie byłoby to nic, co na dłuższą metę dyskwalifikowałoby War Hospital. Spędziłem przy tej grze dobrych kilka godzin i bawiłem się całkiem nieźle. Rozgrywka pomimo monotonii potrafi uzależnić i dostarczyć sporo satysfakcji, kiedy wygrzebiemy się z sytuacji pozornie nie do odratowania. Z chęcią spędziłbym w tej grze więcej czasu i pewnie bym to zrobił, by zobaczyć, co też czeka na mnie w ostatnim z trzech rozdziałów, gdyby nie fakt, że War Hospital zwyczajnie mi na to nie pozwala. To tytuł tak usiany błędami technicznymi, że niekiedy naprawdę trudno jest ocenić, czy to my robimy coś źle, czy to gra znowu płata nam figle.

Wojna z błędami

Drugi rozdział przechodziłem dwukrotnie. Przy pierwszym podejściu spędziłem w nim cztery godziny ciurkiem, walcząc o przetrwanie z nieustannie spadającym morale. Moje eksperymentalne metody zarządzania zawiodły, myślałem. Doprowadziłem do braków zaopatrzenia, przepracowania pracowników i śmierci mnóstwa żołnierzy, w tym kilku VIP-ów, za co dostałem srogo po łapkach. Walkę przegrałem, ale podjąłem rękawicę po raz kolejny z nową taktyką. Szło świetnie, morale szczytowało, magazyny pęczniały od zasobów, a potem okazało się, że morale nagle zaczęło spadać z niewiadomych mi przyczyn. Prowadziłem śledztwo za śledztwem, próbując znaleźć powód, lecz bezskutecznie. Objawienia dostałem, kiedy ponownie zmarł dokładnie ten sam VIP, co wcześniej, który tym razem był pierwszy w kolejce do dobrze wypoczętego lekarza, a i potrzebnych mu lekarstw nie brakowało.

War Hospital - fabuła

Okazało, że nad drugim rozdziałem wisi jakieś fatum. Dotarcie od niego najpierw opóźniło tę recenzję o ponad tydzień, bo liczba klatek spadała w nim z jakiegoś powodu do, tak na oko, pół. Kiedy natomiast już ten problem załatano, okazało się, że zawiera on inny błąd, sprawiający, że mniej więcej w jego połowie lekarze stwierdzają, że akurat leczyć to im się nie chce. Nie pomaga przesuwanie pacjentów, wysyłanie ich na przerwy, ponowne wczytanie gry, ani nawet restart. Ot, trzeba czekać na aktualizację, która może błąd ten naprawi. Trzeba natomiast oddać twórcom, że pomimo wypuszczenia na rynek bubla, uwijają się przy nim niczym pszczółki i stopniowo eliminują błędy. Zatem pewnie, gdybym poczekał jeszcze tydzień lub dwa, mógłbym skończyć grę, ale na ten moment War Hospital jest niemalże niegrywalny.

Wojenny koszmar

Nie działa bowiem najważniejszy jej element – rozgrywka. War Hospital nie nadrabia narracją, która może i istnieje, ale jest tak nijaka, że kompletnie nic z niej nie pamiętam. Wizualnie też nie ma się czym zachwycać, jest szaro i buro, co pasuje do realiów, ale nic ponadto. Za jakiś czas, kiedy twórcy wydadzą kilka aktualizacji i naprawią grę, War Hospital może stanowić całkiem ciekawy kąsek dla fanów symulatorów i strategii ekonomicznych. Niestety na chwilę obecną kategorycznie odradzam zakup, o ile nie chcecie, by Waszą półkę zdobił tytuł, którego z dużym prawdopodobieństwem nie będziecie mogli ukończyć.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Brave Lamb Studio.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top