Pierwszy nr Wydziału 7 był dla mnie nie lada zaskoczeniem. Połączenie elementów paranormalnych z detektywistycznymi, do tego umiejętne osadzenie w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej było dla mnie strzałem w dziesiątkę. Nie dziwota więc, że na drugi zeszyt serii rzuciłem się jak drapieżnik na bezbronną ofiarę.
Kolejna przygoda majora Dobrowolskiego i szeregowego Szymona Wilka zaprowadza bohaterów do Szczecina, gdzie podejmą się rozwiązania dość tajemniczego i makabrycznego zgonu patrona luksusowego klubu „Kaskada”. Denat przybył z zagranicy, więc „góra” naciska na jak najszybsze rozwiązanie sprawy tak, by nie wybuchł z tego międzynarodowy skandal. Więcej nie zdradzę, bowiem samodzielne odkrywanie tajemnicy jedynie wzmaga odbiór stworzonej koncepcji.
Scenarzysta Tomasz Kontny zgrabnie prowadzi fabułę, ubarwiając ją błyskotliwymi dialogami. W historii znajdzie się też miejsce na przedstawienie zupełnie nowej postaci, która stanie się jednym z filarów tytułowego Wydziału 7ego. Dr. Hab. Bogumiła Fiszer bardzo naturalnie wpasowuje się w sam koncept opowieści, jednocześnie wnosząc do niej nowe, całkiem świeże spojrzenie. Sama zawartość komiksu jest bardzo łatwa w przyswojeniu, a całość czyta się stosunkowo szybko i płynnie, chłonąc stronę za stroną, panel za panelem. A wszystko to podsycone jest efektownym finałem rodem z najlepszych odcinków serialu „Z Archiwum X”. Jestem jednak zmuszony po raz kolejny wylać tu swoje żale, bowiem bardzo ubolewam nad faktem, że Wydział 7 trzyma się krótkiej, zeszytowej formy.
Twórcy dotrzymują danego słowa i tym razem w buty rysownika wchodzi Krzysztof Budziejewski, godnie zastępując Grzegorza Pawlaka, który odpowiadał za warstwę artystyczną pierwszego zeszytu. Styl Krzysztofa jest delikatniejszy i zdecydowanie bardziej subtelny. Mocna i gruba kreska Grzegorza ustępuje tutaj bardziej szczegółowej grze świateł i cieni. Masa tu drobnych detali, realistycznie odwzorowanych lokacji, a wylewające się z plansz komiksu elementy niejedną osobę przyprawią o mdłości. Jeśli za każdy kolejny nr Wydziału 7ego ma odpowiadać inny artysta, to póki co sprawdza się to znakomicie.
Podobnie jak w przypadku „Operacji Totenkopf” wisienką na torcie są umieszczone na końcu komiksu dodatki. Znajdziemy tu raporty wzorowane na tych jakie sporządzali funkcjonariusze SB, dokumenty i szkice plansz, które czytaliśmy wcześniej. To zasługuje na uwagę, bo twórcy wcale nie musieli dorzucać takich smaczków, jednak stanowią one miłe urozmaicenie względem całości.
Larinae to zupełnie inna historia od tej, którą poznaliśmy w pierwszym zeszycie. Porzuca elementy paranormalne na rzecz horrorowej zagadki zanurzonej w polskim folklorze. Wydział 7 nie tylko poszerza zespół o nowych agentów, ale też stopniowo rozbudowuje świat przedstawiony, zachęcając czytelnika do zapoznania się z kolejnymi odsłonami serii. Miejmy nadzieję, że rozszerzy się też o grono nowych odbiorców, bo jest tego zdecydowanie wart.