Zanim zacząłem grać w Blast Brigade, zrobiłem szybki rachunek sumienia. Zadałem sobie pytanie, ile tak naprawdę skończyłem w swoim życiu metroidvani. Okazało się, że niewiele. Pamiętam, że grałem trochę w Hollow Knighta i Blasphemous, których nigdy nie skończyłem. Ostatni natomiast ograłem i napisałem recenzję BIOTA z tym że był to tytuł wyjątkowo retro. To by było na tyle. Być może dawno temu coś tam jeszcze było, ale jakoś nie byłem w stanie przywołać tego z zakamarków swojej pamięci. Z drugiej strony stwierdziłem, że może to i dobrze. Nie będę musiał produkcji studia Allods Team Arcade do niczego porównywać. Po tych krótkich rozważaniach zakasałem rękawy, chwyciłem za pada i rozsiadłem się wygodnie przed telewizorem.
Jeff Jefferson kontra Evil Legion
Nie będę się za bardzo rozpisywał o fabule, bo nie jest to najciekawsza część Blast Brigade. Nie oznacza to jednak, że jest ona zła. Twórcom udało się w nią wpleść kilka niespodzianek. Po prostu nie stanowi trzonu gry, a jedynie daje nam motywację do wybijania hord odradzających się przeciwników.
Jako Jeff Jefferson — członek jednostki specjalnej B.L.A.S.T. — zostaliśmy wysłani z misją zniweczenia planów nikczemnego Doktora Creada. Niestety nasz samolot zostaje szybko zestrzelony, a biedny Jeff po upadku, z którego nawet Gandalf nie wyszedłby bez szwanku, musi uratować swoją załogę. Po drodze poznaje wielu sprzymierzeńców, walczy z ogromną armią i odkrywa tajemnice skrywane przez tropikalną wyspę, na której znajduje się baza antagonisty.
Nie da się ukryć, że historia nie jest porywająca, ale nadrabia to dużą dawką humoru. Wymyślone przez brygadę Allods Team Arcade postacie są zabawne i pełne charakteru. Miłym dodatkiem jest pełny voice over podczas co ważniejszych przerywników. Do gustu przypadł mi także fakt, że nawet takie błahostki jak zabranie na jakiś czas opcji fast travel ma w fabule jakieś wytłumaczenie. Dzięki tym wszystkim zabiegom wkręciłem się w tę przygodę i z uśmiechem na ustach poznawałem bieg wydarzeń.
Super team Blast Brigade
Pierwszym miłym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że w grze mamy dostęp do kilku postaci. W miarę postępowania wydarzeń dołączają do nas całkiem ciekawe indywidua, między którymi możemy się w dowolnym momencie przełączyć. Każda z nich ma swoje własne zdolności i ataki specjalne. Jeff może rozwalać specjalne ściany za pomocą swojego granatnika. Shura ma specjalny hak z liną, dzięki któremu może dostać się w miejsca niedostępne dla innych. Reszty nie zdradzę ponieważ część przyjemności płynie tutaj właśnie z odkrywania co każda postać ma do zaoferowania.
Walka na dystans
Kolejnym, równie miłym zaskoczeniem była sama rozgrywka. Otóż w większości znanych mi metroidvanii, do walki używamy pięści bądź broni białej. W Blast Brigade całość skupiona jest na strzelaniu. Dostępnych jest kilka broni podstawowych oraz specjalnych. Z tych pierwszych możemy strzelać cały czas, natomiast te drugie wymagają amunicji. Każda broń czymś się wyróżnia, co pozwala na dopasowanie ekwipunku do ulubionego stylu gry.
Broń to nie wszystko
Ostatnią już rzeczą, której się nie spodziewałem, były rozsiane po całej wyspie specjalne moduły z dodatkowymi zdolnościami. Jedne zwiększają obrażenia zadawane przez nasze pociski, inne pozwalają nam szybciej się uleczać specjalnymi fiolkami. Wybór jest naprawdę spory, co również zasługuje na pochwałę.
Jeff Jefferson kotra szefowie
Cały arsenał opisany powyżej służy nam oczywiście do przebijania się przez armię Doktora Creada oraz lokalną faunę i florę. Powiem szczerze, że dawno nie widziałem takiej różnorodności, jeśli chodzi o rodzaje przeciwników. Myślę, że jest ich ponad dwadzieścia i każdy ma swoją własną mechanikę. Samo to jest imponujące, a nadal nie napisałem nic o bossach. Tych jest kilkanaście i przy niektórych trzeba się porządnie spocić, aby ze starcia wyjść zwycięsko. Dwóch z nich sprawiło mi ogromną trudność. Wymusiło to na mnie wyprawę mającą na celu zebranie dodatkowych punktów zdrowia i ładunków zdolności specjalnych. Podczas tej wędrówki znalazłem także kilka wspomnianych wcześniej modułów. Dla niektórych takie zagranie może być irytujące, ale ja uważam, że odrobina eksploracji, nikomu tak naprawdę nie zaszkodziła. Na koniec powiem jeszcze tylko, że każdy boss jest zupełnie inny, a ich pokonanie daje olbrzymią satysfakcję. Ostatni raz tak dobrze bawiłem się, dostając “bęcki” w Remnant: From the Ashes.
Idealny projekt mapy w Blast Brigade
Każdy wie, że rozmieszczenie punktów zapisu w tym konkretnym gatunku gier może zabić całą przyjemność z grania. Nie jest ważne jak dobrze tytuł byłby zrobiony, zmuszanie gracza do przebijania się przez tłum wrogów tuż przed wejściem do bossa jest karygodne. Na szczęście ten problem w Blast Brigade nie występuje. Zresztą wszystkie hamaki, bo to właśnie one służą do zapisywania stanu gry, są rozmieszczone idealnie. Podoba mi się też sposób projektowania poszczególnych komnat. Jeżeli uda nam się w końcu przejść jakiś wyjątkowo trudny kawałek, możemy być pewni, że po drugiej stronie znajdziemy skrót pozwalający szybko wrócić do punktu wyjścia. Dodajmy do tego mnóstwo ukrytych skrzyń, znajdziek oraz przejść i dostajemy mapę idealną. Wspomnę jeszcze, że w momencie zebrania w komnacie wszystkiego, co jest do zebrania, ta podświetla się na inny kolor. Twórcy bez wątpienia spędzili na tworzeniu terenu naszych działań sporo czasu. Widać to na każdym kroku.
Kolorowo mi
Od strony wizualnej produkcja studia Allods Team Arcade prezentuje się bardzo dobrze. Komiksowa grafika 2D doskonale pasuje do żartobliwego tonu Blast Brigade. Zarówno postacie główne, jak i przeciwnicy wyglądają świetnie. Ręcznie malowane tła doskonale zgrywają się z tym, co widzimy na pierwszym planie, jednocześnie nie dekoncentrują w żaden sposób. Jedyne co specjalnie mnie nie zachwyciło to część utworów muzycznych. Każdy biom ma dedykowany motyw i kilka z nich po prostu nie trafiło w mój gust. Nie zmienia to faktu, że zarówno OST, jak i dźwięki wykonane są na wysokim poziomie.
Blast Brigade to metroidvania z krwi i kości
Przyznam się Wam do czegoś. Tytuł ten do recenzji wziąłem w ciemno i ani trochę tego nie żałuję. Co prawda momentami rozgrywka robi się naprawdę trudna, ale nie w niesprawiedliwy sposób. Sterowanie jest zaimplementowane idealnie i nigdy nie czułem, że porażka leży po stronie gry. Zawsze zawodziłem ja i mój nie taki już dobry refleks. Zazwyczaj wystarczyło kilka głębokich wdechów i w końcu udawało się przejść dalej. Po około 15 godzinach rozgrywki udało mi się ukończyć fabułę i odblokować ponad połowę zawartości. Na pewno wrócę zebrać resztę, nawet kosztem innych gier.
Podsumowując, Blast Brigade to wyjątkowo dobra pozycja, która nie ustępuje w niczym topowym przedstawicielom swojego gatunku. Jeżeli jesteście fanami metroivadnii i lubicie dobry gun play, powinniście obowiązkowo przetestować tę produkcję. Dodam jeszcze, że moje dzieci uwielbiają Hollow Knighta. Starszy syn przeszedł go wzdłuż i wszerz chyba ze 20 razy i całkowicie podziela moje zdanie. Młodszy może tak dobrze sobie nie radzi, ale próbuje. Ma już za sobą kilku bossów i też się ze mną zgadza. Jeżeli nie chcecie posłuchać mnie, to może trzy głosy na TAK przekonają Was do przetestowania projektu Allods Team Arcade.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.