Persona jest serią z dość paradoksalną popularnością. Jest niesamowicie rozpoznawalna, a jednocześnie w wielu środowiskach całkowicie nieznana. Sam przez lata słyszałem o tej serii tylko superlatywy. Mimo tego, gdy chwaliłem się znajomym, że zacząłem w nią grać, ci dopytywali, słysząc o tytule pierwszy raz w życiu. Na samym początku przyda się jednak kontekst.
Jestem osobą, która stroni od JRPG’ów. Gdy mam do wyboru przygodę o ratowaniu świata legendarnymi artefaktami, zwykle będę wolał sięgnąć po RPG’a tworzonego na zachodniej kanwie. Spokojnie mogę uznać, że Pokemony są jedynym JRPG’iem, który potrafił mnie wciągnąć. Widocznie to musiało się zmienić.
Co urzekło mnie w Personie 4 Golden?
Na potrzeby tego tekstu omińmy cały zarys historyczny marki i skupmy się na tym, co najważniejsze — samej grze. Persona jest grą, z którą relacje najłatwiej porównać mi do obcowania z dobrą książką. Jest tam dużo słowa pisanego, ale część z tego wprawiana jest w życie przez aktorów głosowych. Najważniejsze jest to, że postacie mają niesamowitą głębię. To dlatego, że budowanie relacji z nimi to clou całej gry. Nawet jeśli postaci początkowo sprawiają wrażenie reprezentować pewne archetypy, szybko okazuje się, że nie powinno się oceniać się książki po okładce.
Gra dotyka tematów głębszych, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Różni bohaterowie starają się pokazać graczowi problem z wpisywaniem się w wyobrażenia społeczne, rozterki tożsamości płciowej, czy zwykłej samoakceptacji. Do tego Persona wie, kiedy zrobić krok w tył. Postaci nie zarzucają gracza nagle niesmacznie problemem. Zamiast tego budują narrację problemu powoli wraz z rosnącym zaufaniem. Kończąc grę, miałem wrażenie, jakbym faktycznie rozstawał się z grupą przyjaciół, których nigdy nie zobaczę.
W produkcji istotną funkcję pełni też muzyka. Każda odsłona cyklu bierze na warsztat, jakiś konkretny gatunek nadając nim klimat. W jednej części był to rap w innej jazz. Persona 4 Golden obraca się w temacie telewizji, więc postawiono na szeroko rozumianą muzykę pop. Ta delikatnie przygrywa podczas przechadzek po mieście, ale jej szybsze nuty towarzyszą w walce. Cały oficjalny soundtrack serii dostępny jest na Spotify. Polecam się z nim zapoznać nawet bez znajomości gry. Na moją playlistę trafiło wiele utworów z tego OST jeszcze przed sięgnięciem po samą produkcję.
Ale czym jest gra?
Rozgrywki w Personach można podzielić na dwa filary, które na siebie wzajemnie oddziałują. Pierwszym, o którym wspomniałem wyżej, jest właśnie zacieśnianie relacji. Oprócz tego jako uczeń szkoły średniej mamy swoje obowiązki. W planie dnia dobrze znaleźć czas na naukę, bo testy same się nie zdadzą. Miło też mieć odrobinę czasu na przyjemności. Wieczór z książką, łowienie ryb, czy zajęcie się ogrodem okazują się równie ważne, bo takie zajęcia zwiększają konkretne statystyki postaci. Bez odpowiedniego poziomu odwagi nie będziemy w stanie czegoś powiedzieć, a bez ekspresji zrozumieć, uczuć drugiej strony.
Drugim filarem jest zwiedzanie lochów. Brzmi to dziwnie w kontekście tego, co napisałem wcześniej. Tu jednak pokazują się tytułowe Persony. Są to cienie żyjące wewnątrz człowieka, które manifestują potrzeby, chęci i marzenia danej osoby. Zwiedzając loch związany z daną postacią, gracz pozna najbardziej skrywaną, mroczną stronę danej osoby. Tutaj też zawiązane wcześniej relacje błyszczą, bo to one definiują siłę Person, którymi się posługujemy. To jest miejsce, które może być również największym testem dla graczy nieprzepadającymi za JRPG’ami. Właśnie tu znajdziemy grind i turowe walki stające się po dłuższym czasie odrobinę męczące.
Fabuła w grze jest na szczęście na tyle wciągająca, że chce się przez tę część gameplay’u przebiec. Gra w lochach jest bardzo często porównywana do Pokemonów. Każdego demona cechuje słabość na pewien żywioł i wyszukiwanie tych słabości, jest też częścią zabawy. Czasem produkcja podpowie, czym warto zaatakować taki cień lub jakim żywiołem tego nie robić, ale nieraz trzeba się nagimnastykować, aby wyszukać inne słabości. Te również tyczą się grającego i jego zespołu. Każda z Person również ma swoje słabe i mocne strony i lawirowanie między tymi zależnościami sprawia ogromną przyjemność.
Jaki jest pretekst działań tego wszystkiego?
Wspomniałem o fabule, ale nie powiedziałem o niej słowa. Specjalnie staram się unikać konkretów, bo odkrywanie jej i bohaterów było dla mnie największą przyjemnością. Zarys jest jednak prosty. Główny bohater przeprowadza się na rok do wujka. Z wielkiego miasta trafia do miasteczka. W nowym domu, oprócz pewnej dynamiki rodzinnej między zapracowanym ojcem a uczącą się świata małą córką, czeka na gracza miejscowa legenda. Okazuje się, że w każdą deszczową noc w wyłączonym telewizorze pojawiają się różni ludzie. Szybko okazuje się, że te same osoby zaczynają ginąć z miasteczka w niewyjaśnionych okolicznościach.
Motywowany tym, że jedna z nowo poznanych koleżanek znika zgodnie z miejską legendą, protagonista rusza by rozwiązać niecodzienną zagadkę. Wszystko to za plecami wujka detektywa, który twardo stąpając po ziemi, zajmuje się tą samą sprawą. Protagonista jednocześnie próbując zachować odrobinę nastoletniej normy, rozwiązuje zagadkę większą od siebie samego.
Z jakim nastawieniem usiąść do gry?
Nie jest to dramat ani komedia. Skłamałbym, pisząc, że łza nie zakręciła mi się w oku kilka razy. Persona 4 Golden przyjemnie balansuje między powagą a luźnym żartem. Przygodę można zamknąć w 80h, więc okazji na to, aby każde uczucie mogło wybrzmieć, jest wystarczająco dużo. Grę można porównać też do dobrego serialu młodzieżowego. Dzięki temu, że Persona postępuje zgodnie z kalendarzem, jesteśmy świadkami wielu wydarzeń. Święta i wyjazdy szkolne to jedne z lepszych momentów, bo wtedy najlepiej widać jak postacie dobrze wchodzą ze sobą w interakcje. Żarty, dogryzki i burze w szklance wody to coś, czego się po prostu dobrze słucha.
Co w Personie 4 Golden nie działa?
Grind stał się dla mnie w pewnym momencie męczący, ale to coś, z czym trzeba się liczyć po chwyceniu za ten typ gry. Dla wielu osób barierą może być też czas, jaki trzeba na grę przeznaczyć. Również to, że w dużej części produkcji przewija się tylko dialogi, ale są to problemy, które doskwierają mniej, niż może się wydawać. Gra pamięta jeszcze czasy PS2, wiec w grafice i animacjach da się wyczuć pewną przaśność. Dla mnie to jednak nie jest do końca wada, bo swoimi opisami gra pozostawia dosyć dużo miejsca wyobraźni.
Czy poprzednie Persony są ważne w opowieści?
Jak łatwo zauważyć mówię bezpośrednio o czwartej części. Można ją chwycić bez znajomości poprzednich części, tak jak ja. Nad głową przeskoczy parę nawiązań, ale nie będzie to nigdy bariera. Prawdopodobnie nawet nie wyczujecie, że coś straciliście i jest to tylko wartość dodana dla starszych stażem fanów. Po Personę 4 Golden jest jednak najłatwiej sięgnąć, bo w 2020 roku gra trafiła na platformę Steam. Nieco zrywając w ten sposób z konsolowymi łańcuchami. Jeśli stronicie od komputerów, to gra dostępna jest również na PS Vita oraz w swojej podstawowej edycji na PS2.
Nie zastanawiaj się tylko graj!
Moją największą obawą jest to, że po przeczytaniu tego tekstu odejdziesz z myślą, że jest to kolejna dziwna japońska produkcja. Zdaję sobie sprawę, że opowiadając o Personie łatwo przegrzać głowy rozmówcom. Wszystko to jednak tylko tak brzmi i w grze wszystkie wspomniane elementy pasują do siebie idealnie jak puzzle. Opowieść i gameplay pochłaniany w ten naturalny sposób traci tą iluzoryczną dziwność. Obiecuję, że wejście w świat Persony jest drogą jednokierunkową.
Wspaniałe, głębokie postaci, obca i intrygująca kultura oraz szereg emocjonalnych uniesień jest tym, co Personę 4 Golden definiuje. Ja tymczasem powoli zacznę rozgrzewać się do zakupu kolejnej gry z cyklu. Mam nadzieję, że mój entuzjazm nie był przytłaczający i przynajmniej dasz tej grze szansę.