Postapokaliptyczna frajda – felieton

Zdjęcie lasu, a na nim symbol zagrożenia radioaktywnego i tytuł Postapokaliptyczna frajda.

Gdyby ktoś zadał mi pytanie o mój ulubiony gatunek historii, bez wahania podałbym dwa: fantastyka oraz science fiction. Natomiast z jakiegoś powodu ostatnio zacząłem się zastanawiać nad tym nieco bardziej świadomie i doszedłem do wniosku, że w zasadzie to nie byłoby prawdą. Przyjrzałem się bliżej grom, filmom i serialom, w których najmocniej spodobał mi się świat i klimat. Zauważyłem, że wszystkie dzieją się w mniej lub bardziej postapokaliptycznych realiach. To z kolei sprawiło, że zacząłem myśleć nad tym, co sprawia, że tak dobrze poznaje mi się historie, dziejące się już po tym, jak nadszedł koniec. Doszedłem do kilku ciekawych wniosków.

Mocne historie i pytania o moralność

Nowe odcinek to sporo nowych postaci

U podstaw niemal każdej historii dziejącej się po apokalipsie leży motyw walki o przetrwanie. To doskonałe pole do popisu, aby stworzyć fabułę pełną napięcia i niepewności bez wymyślania sztucznych problemów dla postaci. Czy próbujemy przetrwać długą drogę w The Last of Us, czy też odkryć tajemnicę w Stalkerze, czeka nas dużo wysiłku. Zasobów zawsze jest mało, amunicja się kończy, przeciwności wręcz przeciwnie, piętrzą się pozornie bez końca… To z kolei sprawia, że możemy wkraczać również w tematy, które ciężko poruszyć w innych okolicznościach, takich jak ludzka natura. Czy ludzie są skłonni sobie pomagać? Czy przemoc i bezwzględność są konieczne, aby przetrwać? Zależnie od tego, jaką historię twórcy chcą opowiedzieć, odpowiedzi na te pytania mogą być skrajnie różne.

Z tego samego powodu historie, dziejące się w takim świecie, mogą próbować zadać trudne pytania moralne. Odpowiedzi na nie mogą być prawidłowe lub nie, w zależności od samych wydarzeń. W jednej grze możemy bez wahania zadecydować, że dobro ogółu jest ważniejsze, niż dobro jednostki. W innej choćby przez wzgląd na wartość więzi emocjonalnej, poświęcenie świata dla życia jednej, acz ukochanej, osoby może być całkowicie usprawiedliwione. Ilu z nas uważa, że Joel postąpił słusznie pod koniec The Last of Us? Kto zamiast tego postąpiłby tak, jak Marlene chciała? Niezależnie od tego, z kim się zgadzamy, takie historie wywołują ogromne emocje. To nie znaczy, że w innych gatunkach nie spotykamy takich dylematów. Natomiast z jakiegoś powodu ta postapokaliptyczna otoczka nadaje im dla mnie wyjątkowego smaku.

Nowy, postapokaliptyczny porządek społeczny

Preston Garvey potrafi irytować, ale mimo wszystko, to dobry człowiek.

W tego typu historiach bardzo często też ciekawie prezentują się kwestie sposobu, w jaki ludzie się organizują w społeczeństwie, jeżeli muszą walczyć o przetrwanie. W samym Falloucie mamy mnóstwo opcji, bardziej lub mniej absurdalnych. Są ludzie, którzy próbują powrócić do tego, co było kiedyś. Znajdziemy też takich, którzy spróbują przeorganizować społeczności w taki sposób, aby samemu znaleźć się na szczycie. Niestety, prawie zawsze też trafimy na kanibali i innych zwyrodnialców. Najwyraźniej ten mrok i dzikość gdzieś w nas siedzi, przynajmniej według scenarzystów i pisarzy. Umiejscowienie historii w czasach, gdy normy i porządek społeczny nie obowiązują, dają pole do przedstawienia czegoś odmiennego, a przez to może trochę bardziej unikalnego. I nawet motywy, które pokazano już wcześniej, można przedstawić nieco inaczej, jeśli pozwoli na to fantazja autorów.

Gry wideo, moim zdaniem, szczególnie zyskują na byciu umiejscowionym w świecie dziejącym się po jakimś tragicznym wydarzeniu. Zwłaszcza te gry, które skupiają się na walce. O wiele łatwiej nadal nazywać główną postać mianem bohatera lub bohaterki, jeżeli walczą i zabijają napromieniowanych mutantów, zombie czy bezwzględnych bandytów. W przeciwnym razie możemy dojść do niewygodnego wniosku, że nasza postać jest socjopatą bądź socjopatką, którym zupełnie nie przeszkadza zabijanie ludzi setkami, a nawet tysiącami. Może być ciężko potem poczuć współczucie czy sympatię dla takiego kogoś.

Postapokaliptyczne zombie!

Dying Light - screen 4

To z kolei prowadzi mnie do może nie najważniejszego, ale wciąż istotnego, punktu. Praktycznie każda gra czy film, w których występują zombie, dzieje się z automatu w postapokaliptycznym świecie! Niektórzy z was, którzy znają mnie nieco bliżej, albo dość uważnie czytają moje teksty, mogli zwrócić uwagę, że tytuły z zombie w roli przeciwników zaskakująco mocno przykuwają moją uwagę. Left 4 Dead, The Last of Us, Dying Light, Zombie Army, Resident Evil, Dead Island, The House of the Dead… Wszędzie zombie. Wszędzie też jest to umiejscowienie akcji w świecie, w którym wydarzyła się swojego rodzaju apokalipsa. Wiem, że wielu graczom tematyka zombie już się przejadła, ale ja nie mogę z jakiegoś powodu się nasycić takimi wątkami. Cóż, Konrad z Pograne na pewno stwierdziłby, że to przez wzgląd na moje wrodzone tendencje do przemocy. Sam za to wybronię się, twierdząc, że to również doskonałe pole do popisu dla twórców gier.

Sami przecież spójrzcie na powyższe tytuły, praktycznie każdy z nich to inny rodzaj gry! Bardziej lub mniej absurdalne, ze szczątkową fabułą bądź bogate w historie. Niby motyw przewodni podobny, a każda z tych gier oferuje doświadczenia, których nie znajdziemy w pozostałych. Ba, nawet sami nieumarli nie są identyczni w tych gracz, często zupełnie nie przypominając swoich odpowiedników z innych tytułów. Nic więc dziwnego, że temat ciągle jest eksploatowany, bo to istna kopalnia możliwości. Mimo tego nadal nikt nie wpadł na to, by stworzyć takie The Division, ale z zombie. Zapłaciłbym naprawdę rozsądne pieniądze, żeby zagrać w coś takiego.

Piękno świata, choć inaczej

Na powietrzu

Postapokaliptyczna rzeczywistość to także okazja do przedstawienia świata w sposób nieco odmienny. Dzięki temu można pokazać widoki, czy scenerie, których zwykle nie widujemy. Mad Max wrył się tak głęboko w świadomość popkultury, że dla wielu piaszczyste pustkowia to pierwsze obrazy, które przychodzą na myśl o świecie po upadku. Fallout spopularyzował atompunk i stał się ikoną gatunku. The Division 2 czy The Last of Us przedstawiają świat, w którym przyroda i natura powracają, przejmując z powrotem betonowe miasta na własność. Z kolei taki Remnant: From the Ashes dodał do całości nieco więcej mroku i elementów nadnaturalnych. Tworzy tym samym oniryczną i przerażającą wizję przyszłości. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że każda z tych gier przedstawiła świat, który jest na swój sposób piękny nawet, mimo że warunkiem koniecznym do jej powstania było zniszczenie tego, co znamy.

Zresztą, to też daje sporą dowolność twórcom w wymyślaniu przeciwników, których inaczej byśmy mogli nie spotkać w innych grach. Okej, zombie to może nieco oklepany temat, ale klikacze z TLoU są unikalne w sposób, którego nie da się zaprzeczyć! Mutanty z Fallouta, czy przede wszystkim mitycznie wręcz potężne deathclawy to przeciwnicy, którzy zrobili na mnie gigantyczne wrażenie. Choć pod wieloma względami Back 4 Blood był mocno wtórny, tak da się odmówić twórcom fantazji przy tworzeniu tych potężniejszych wariantów potworów. Seria Resident Evil dała nam tak wiele różnorodnych maszkar! Od lickerów, przez mojego ulubionego Nemezis, na paskudnych mutacjach z ostatnich części kończąc, jak mało które gry wideo. Stalker także mógł popisać się rozmaitymi mutantami, z których zdecydowana większość wzbudzała grozę i poczucie paniki. Oczywiście, w innych gatunkach również można by odnaleźć podobną liczbę maszkar. Jednak w tych postapokaliptycznych jest coś takiego, co wzbudza we mnie niezdrową fascynację.

Miejsce na nadzieję

Ku przygodzie!

Przede wszystkim zaś lubię w światach postapokaliptycznych to, że mimo wszystko zawsze gdzieś znajduje się miejsce na nadzieję. Świat upadł, po porządku społecznym nie ma już śladu, krajami nie władają rządy, a wszędzie pełno bandytów i potworów. A jednak zawsze znajdzie się osobnik, który będzie starał się poprawić sytuację. Ktoś, kto chce pomóc potrzebującym. Grupa postaci, która mając do dyspozycji swoje umiejętności i środki, mogłaby uprzykrzyć życie innym, lecz pomimo pokusy pracuje po to, by ulżyć cierpieniu.

Bohaterowie wybijają się tutaj tym mocniej, że wszystko inne jest po prostu do bani; świat działa na niekorzyść w nim żyjących, ale oni nie ustępują. Bo tak postępują bohaterowie. Im więcej przeciwności ich spotyka, z tym większym uporem walczą. Pocieszają mnie historie, w których nawet w obliczu ostatecznej zagłady widać gdzieś nadzieję i szansę na coś lepszego. Lubię wierzyć, że w każdym z nas jest potencjał, aby stać się takim bohaterem. I niech mnie cholera, ale to naprawdę działa na mnie motywująco.

Zdjęcie z okładki: Karel Mistrík z Unsplash

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.
Scroll to top