Hextech Mayhem: A League of Legends Story to kolejna gra osadzona w świecie LoLa. Tym razem Riot postawił na nieoczywistego konia. Wszystko dlatego, że projekt oddali w ręce osób odpowiedzialnych za grę rytmiczną. Takim właśnie sposobem do świata Runeterry ruszymy w akompaniamencie bombowej muzyki. Nie jest to oczywiście przypadkowe określenie. Tym razem poznamy jedną z przygód Ziggsa, czyli Yordla zakochanego w eksplozjach.
Złap rytm gry
Hextech Mayhem jest proste u swoich podstaw. Gracz ma do dyspozycji jedynie trzy guziki. Kolejno podskoczenie za pomocą bomby, błyskawiczne zejście na ziemię i rzut bombami przed siebie. Tylko tyle wystarczyło, aby postawić niemałe wyzwanie. Trudność oczywiście stoi w kombinacji tych akcji oraz rytmie, w który gracz musi dorównać kroku. Twórcy co krok próbują urozmaicić grę przez sposób interakcji z guzikami i przedmiotami w grze. Szybko okazuje się, że samo przejście do końca poziomu nie jest problemem, lecz uzyskanie wyniku już tak. Ziggs oprócz obowiązkowych nut może wysadzić jeszcze przedmioty opcjonalne. Te są potrzebne, tylko jeśli gracz chce lepszy medal w podsumowaniu. W razie jedynie ukończenia gry, świadomość o ich istnieniu może być tylko ciekawostką.
Prawdopodobne, że szybko zechcesz wycisnąć z produkcji jak najwięcej. Wszystko to dlatego, że gra wyjątkowo zachęca do tego. Jednym z powodów jest to, że nawet w pierwszych poziomach znajdziemy opcjonalne miejsca do wykręcenia wyniku. Gra cały czas daje do zrozumienia, że gracz staje się lepszy. Drugi powód jest nieco mniej przyjemny. Hextech Mayhem stawia sztywne bariery między poziomami. Aby iść dalej nie wystarcza po prostu wcześniejszych map ukończyć, ale zebrać też odpowiednią ilość znajdziek. W efekcie gra może postawić przed grającym ścianę i zmusi do zebrania wcześniej pominiętej liczby zębatek. Osobiście nie jestem fanem takiego rozwiązania.
Wsłuchaj się w muzykę
Hextech Mayhem jak przystało na grę muzyczną, musi mieć odpowiednio zaprojektowaną ścieżkę audio. Nie jest to muzyka, którą będę słuchać poza grą, ale sprawdza się osadzona w ramach rozgrywki. Wszystko dlatego, że muzyka kieruje graczem. Bardzo łatwo jest usłyszeć wskazówki, które pozwalają osiągać w grze więcej. Pytanie, czy palce nadążą za rytmem gry. Często robi się na tyle wymagająco, że to gracz staje się swoim najgorszym przeciwnikiem. Poznanie utworu oraz popełnienie kilku błędów pozwala na ukończenie poziomu. I choć mi brakuje do tego umiejętności, jestem pewien, że da się ją ukończyć z zamkniętymi oczami. Nie znaczy to oczywiście, że gra jest prosta. Chodzi mi jedynie o to, że Hextech Mayhem jest niesamowicie przemyślaną produkcją.
Pomyłki są bolesne. Mniejsze pozbawią grającego odrobiny punktów. Te większe będą piekącym uderzeniem w policzek. Ziggs nie może się zatrzymać. Każde zderzenie ze ścianą lub przeciwnikiem kończy się chwilą, w której to komputer przez chwilę przejmuje kontrolę. Punkty znikają, gra śmieje się nam w twarz do momentu, aż nie odkupimy swoich win, trafiając kilku nut z rzędu. Na niekorzyść gry działają też kolizje niestety. Dla przykładu część wrogów jest podatna na atak z góry, gdy inni hucznie pozbawiają nas punktów. Nie zawsze czułem się oceniony w tej kwestii sprawiedliwie. Przydałoby się większe rozróżnienie ich.
Hextech Mayhem na pierwszy rzut oka
Graficznie produkcja jest prosta. Próżno szukać tu złożonych obiektów. Klocki, z których składają się poziomy, prezentują podstawową geometrię i to całkowicie wystarcza w tej rozgrywce. Ziggs porusza się tylko w dwóch osiach przestrzeni, a do tego wszystko, co zobaczymy, przybiera wyjątkowo mały rozmiar. Dzięki temu gra prezentuje się po prostu dobrze na różnych ekranach. Swoją prostotę produkcja zdradza jedynie w przerywnikach filmowych. Tam postacie wypełniają kadr i zarówno złożoność modeli, jak i ich tekstury pozostawiają trochę do życzenia.
Gra bardzo skupia się na tym, aby kolejnymi wyzwaniami rozwijać umiejętności gracza. Jednak jeśli ta marchewka na kiju nie działa na gracza, nie będzie miał on co robić po ukończeniu gry. Hextech Mayhem pozwala odblokować dosyć dużą ilość skórek dla postaci, ale brakuje w niej innych trybów. Coś, co zmanipuluje zasadami rozgrywki, doda jakieś specyficzne utrudnienie lub pozwoli na rywalizację między graczami, byłoby mile widziane. Jeśli gdy po prostu kończysz, to o Hextech Mayhem szybko zapomnisz.
Hextech Mayhem jako część większej całości
W przeciwieństwie do Ruined Kinga, Hextech Mayhem nie chce uchylić rąbka tajemnicy Runeterry. Oczywiście gracz trafia do miejsc o znajomych nazwach, ale nie czuję, abym lepiej poznał świat LoLa. Nie chce też porównywać opowieści w grze fabularnej i rytmicznej. Po prostu odnoszę wrażenie, że produkcja mogłaby spokojnie wyglądać inaczej i opowiadać zupełnie inną historię niekoniecznie coś tracąc. Twórcy skupili się bardziej na samej rozgrywce i prowadzona przez nich opowieść jest pretekstowa. Na szczęście dla nich, postać Ziggsa pozwala im na to. Wszystkie dlatego, że Yordl ten to personifikacja szaleństwa. Fabuła może być pretekstowa, bo sama postać na to pozwala. Jeśli po wielu godzinach w League of Legends chcesz spędzić więcej czasu z Ziggsem, jest to po prostu najlepsza możliwość.
Całokształt muzycznej przygody
Hextech Mayhem jest grą, która obiera sobie konkretną grupę docelową. Nie jest to produkcja wyłącznie dla fanów LoLa, bo i w ich szeregach nie musi być aż tak wiele osób chcących podjąć wyzwanie Ziggsa. Produkcja jest solidną grą, która nagrodzi graczy wyjątkowo zaangażowanych. Jeśli przez grę po prostu przeskoczysz, raczej nie będzie to dla Ciebie doświadczenie, które będziesz wspominać. Jeśli zaś zechcesz osiągnąć tam wszystko Hextech Mayhem pokaże pazur kilka razy.