Gwiezdne Wojny, ogromna marka, na którą składają się filmy, książki, komiksy czy też gry. Opowieść o rebeliantach walczących ze złym imperium rozpalała moją wyobraźnię już od najmłodszych lat, a miecz świetlny wydawał się wtedy jedną z najbardziej “kozackich” broni, jakie można wymyślić.
W parze do zachwytu nad światem stworzonym przez Gearge Lucasa przyszło również zainteresowanie grami ze świata Star Wars. Kultowe Knights of the Old Republic, Jedi Academy czy też Republic Commando i w końcu omawiany dziś The Force Unleashed. Czy moc w tym tytule jest silna?
Mroczne Widmo
Nie jest to mój pierwszy kontakt z The Force Unleashed, mogę nawet nazwać się samozwańczym ekspertem od tego tytułu. Ukończyłem go na PSP, PS2, X360, PC no i teraz doszła edycja na Nintendo Switch. Z czym mamy tu w zasadzie do czynienia? TFU na konsole czerwonych to port tej samej gry 6 generacje konsol, czyli z Wii/PS2/PSP.
Grafika jest trochę poprawiona, gra działa teraz w proporcjach 16:9 i dodatkowo chodzi w 60 klatkach na sekundę i to w zasadzie tyle. Głównym motorem napędowym, aby zagrać w ten tytuł, było sterowanie ruchowe, żywcem przeniesione z Nintendo Wii. Malkontentów uspokajam, że istnieje również opcja grania przyciskami.
Nowa Nadzieja
Cieszę się, że zdecydowano się przenieść właśnie edycję z 6 generacji konsol z prostego powodu. Pod wieloma względami jest ona po prostu lepsza. Nie mówimy tutaj o grafice czy występującej w grze fizyce. Bardziej chodzi o pewną konstrukcję poziomów, przedstawienie fabuły czy nawet scen przerywnikowych, które w tej wersji są dużo lepiej poprowadzone.
Wystarczy proste porównanie słynnej sceny gdzie, główny bohater Starkiller ściąga mocą z orbity gwiezdny niszczyciel. Zdecydowanie przypadło mi do gustu bardziej przedstawienie tej sceny w wersji na Nintendo Switch, tym bardziej że nie musieliśmy przed tym wykonywać bardzo irytującej minigierki, która psuła nieco immersję całego epickiego wydarzenia.
Zemsta Sithów
Opowiadam o aspektach technicznych i bronię tej wersji gry, a jeszcze nic nie opowiedziałem o fabule. Akcja gry dzieje się pomiędzy trzecim a czwartym epizodem gwiezdnej sagi. Wcielamy się w tajnego ucznia samego Dartha Vadera, nazywanego Starkillerem i wykonujemy jego rozkazy. Polując na niedobitków z zakonu jedi po rozkazie 66.
Fabuła jest tutaj poprowadzona świetnie, całą opowieść da się zamknąć w około 7-8 godzin i miło było kolejny raz odświeżyć sobie tę historię. Jedyny minus może dotyczyć zakończenia. Są tutaj dostępne dwa. Jedno zgodne z kanonem i drugie niekanoniczne. Niestety zwieńczenia historii dokonujemy ostatnim wyborem w grze. Do tego, można też się przyczepić, że zakończenie niekanoniczne jest dość mało satysfakcjonujące.
Przebudzenie Mocy
Dobrze, ale jak się w to gra? The Force Unleashed to gra akcji, w której walczymy mieczem świetlnym i głównie używamy mocy. Twórcy bardzo się postarali z oddaniem potęgi głównego bohatera i prawdziwą przyjemnością jest rzucanie szturmowcami po mapie, rażenie ich prądem, czy ekskluzywne dla edycji dla 6 generacji konsol-duszenie mocą.
Zresztą wachlarz dostępnych mocy i kombinacji do odblokowania jest spory. Ciężko będzie to wszystko zebrać przy pierwszym podejściu gry. Mnie udało się tylko kilka z dostępnych mocy ulepszyć do maksimum.
Walka mieczem została rozwiązana pomysłowo. O ile podczas sterowania przyciskami jeden z nich odpowiada za ataki mieczem, to wygląda to zupełnie inaczej gdy przerzucimy się na sterowanie ruchowe. Nasz ruch joy-conem odpowiada ruchowi miecza na ekranie. Oczywiście jest to dość prosty system i opiera się na kierunkach góra, dół, prawo, lewo jest to jednak wciąż ciekawe urozmaicenie.
Przy okazji jest też strasznie upierdliwe, bo w ferworze walki trudno było pamiętać combosy wykonywane ruchem dłoni i przynajmniej na początku kończyło się tu u mnie nerwowym machaniem w lewo i w prawo. Ogólnie to sterowanie ruchowe jest bardziej w porządku i ukończyłem w ten sposób cały tytuł. Przez cały czas miałem jednak wrażenie, że na przyciskach byłbym bardziej skuteczny.
Poza główną fabułą mamy tutaj jeszcze Duel Mode, czyli tryb pojedynków. Całość jest prosta i opiera się na walkach dwóch wojowników z dość dużej puli postaci ze świata gwiezdnych wojen. Szkoda, że aby w niego zagrać, potrzebny nam jest drugi gracz. Twórcy nie przewidzieli rywalizacji z komputerowym przeciwnikiem i takiej tu nawet nie ma. Sam tryb nie zachwycił mnie, brakuje w nim głębi i wszystko opierało się na naciskaniu przycisku odpowiedzialnego za atak mieczem.
Atak Klonów
O świetnych konstrukcjach poziomów już wspomniałem. Zresztą przyjdzie nam zwiedzić całkiem dużo lokacji znanych z filmów. Warto wspomnieć o rodzinnej planecie Wookiee-Kashyyyk czy też świątyni Jedi na Coruscant. Trochę przeszkadza późniejszy recykling poziomów, jednak twórcy starali się jakoś urozmaicać ponowną eksplorację o nowe obszary. Po planszy mamy ukryte holocrony, za które odblokowujemy concept arty, a dodatkowo odkrywamy kryształy, dzięki którym zmienimy kolor naszego świetlnego miecza.
Muzyka stoi na najwyższym poziomie. Zaskoczyć Was może fakt, że są to wszystko autorskie utwory, Mark Griskey to prawdziwy weteran, jeśli chodzi o gry Star Wars, stworzył on muzykę do dwóch części KOTOR-a, a także do The Force Unleashed i co tu dużo mówić, według mnie idealnie wpasowuje się w klimat gwiezdnych wojen.
Powrót Jedi
Powtórne ogranie TFU było dla mnie miłym powrotem do przeszłości. Jeśli nigdy nie mieliście okazji zapoznać się z tą wersją, to teraz jest do tego idealna okazja. Szczególnie że jak wcześniej wspomniałem, moim zdaniem pod wieloma względami jest to po prostu gra lepsza, od swojej wersji na PS3 i X360. Jeśli tylko nie przeszkadza Wam niedzisiejsza grafika nie pozostaje mi nic jak życzyć Wam wspaniałej przygody. Dawno, dawno temu w odległej galaktyce…