Wo Long: Fallen Dynasty – recenzja (XSX). Dobry i świeży soulslike

Wo Long: Fallen Dynasty - grafika główna gry

Nowa marka Koei Tecmo i Team Ninja zainteresowała mnie od pierwszych materiałów. Miała w sobie to coś, choć nie miałem pojęcia, czym to w ogóle jest. Celowo ominąłem wszystkie dema, aby w pełni na świeżo podejść do pełnej wersji. Muszę podkreślić, że obie części NiOh są mi obce. Ogólnie znam, ale w żadną jeszcze nie grałem, co może być kluczowe dla tego materiału. Czytałem, że część osób widzi zbyt wiele podobieństw, a za mało różnic. Na moje szczęście nic takiego nie miało miejsca. Wo Long: Fallen Dynasty pozytywnie mnie zaskoczyło, chociaż nie jest to tytuł pozbawiony wad. Do tego jednak jeszcze dojdziemy.

Fabuła, której nie trzeba szukać

Historia gry została osadzona w Epoce Trzech Królestw, gdzie kluczowym momentem jest powstanie Żółtych Turbanów. Wszystko utrzymane jest w klimatach militarnych i mrocznego fantasy. Nie trzeba chyba dodawać, że jest dość ponuro i brutalnie? W końcu nasza postać jest świadkiem wielkiego konfliktu, gdzie mamy jeszcze magię, potwory i stojącego z boku, ale kontrolującego wszystko, antagonistę. O ile kontrolowana przez nas postać to zaledwie maszynka eksterminacyjna, która w mowie nie jest biegła, tak wszystkie inne persony to już inna bajka.

Wo Long - świat w czasie wojny

Produkcje soulslike lubią wzorować się na rozwiązaniach z Dark Souls i innych dziełach From Software, nie wiedząc często, jak te powinny funkcjonować. Team Ninja idzie własną ścieżką, nie brakuje tu dobrze napisanych bohaterów i bohaterek. Świetnych dialogów, dynamicznych przerywników i informacji o otaczającym nas świecie. Wszystko podane na tacy, bez mocnego angażowania się w najmniejszy szczegół. W ten sposób Wo Long: Fallen Dynasty jest prostszy i przyjemniejszy w odbiorze. Docenią to ci, którzy dopiero poznają ten gatunek lub odbili się od bardziej zaawansowanych tytułów.

Wo Long walką stoi

Niby nie znajdziemy tutaj odkrywczych rozwiązań, ani też szalenie głębokich mechanik do wnikliwej analizy, a mimo to całość wypada godnie i przyjemnie. Mamy ataki zwykłe, ciężkie, blokowanie, kontrowanie, przewroty, umiejętności specjalne oraz czary. Nie brakuje również przedmiotów pomocniczych. Starcia są bardzo dynamiczne i widowiskowe, nie czuć ociężałości postaci, o ile nie ubierzemy jej w naprawdę wagowy sprzęt. Nowością jest odpowiednik staminy w postaci energii czi. Tę tracimy, gdy przeciwnik nas trafi, wykonując szybkie uniki, blokując czy stosując zaawansowane ataki.

Świata nie trzeba ratować w pojedynkę

Oczywiście, możemy ją również zyskać odpowiednio kontrując mocne ciosy lub po prostu atakując oponentów — tak, trzeba w nich trafić. Kontrowanie to jedna z najważniejszych mechanik, szczególnie w momentach, kiedy wróg używa silnych ataków mocno akcentowanych czerwonym kolorem. Parowanie oznacza nie tylko solidne obrażenia, ale również mocny ubytek czi. Kiedy tej zabraknie Bossowi, należy szybko zadać krytyczny cios. Warto więc stosować takie manewry regularnie, aby dobrze kontrolować przebieg starcia. Całemu procesowi towarzyszą również piękne animacje, więc aż chce się toczyć w ten sposób pojedynki.

Porażka nie boli?

Wspominałem, że Wo Long to dobry kandydat, jeżeli chodzi o pierwszy tytuł soulslike. Śmierć nie boli, nie tak bardzo. Tracimy jedynie część doświadczenia i punkty morale. Jeżeli chodzi o ten drugi element, to jest to pewnego rodzaju system, który nieco osłabia wszystko to, co można bić i dotyczy również tych najsilniejszych jednostek. Maksymalnie możemy mieć 25 poziom, który uzyskujemy za wbijanie w określone miejsca flag oraz a także pokonywanie wrogów. Porażka lub częste otrzymywanie obrażeń zadziałają natomiast na naszą niekorzyść. Tutaj gra może nas wynagrodzić za skrupulatne czyszczenie danego terenu.

Jeżeli odkryjemy wszystkie checkpointy — chorągwie, to zapewnimy sobie stały 20 poziom systemu morale, dodatkowe można szybko dobić na pobliskich wrogach. Sama eksploracja ogólnie się opłaca, nie tylko ze względu na uzyskane doświadczenie, ale również dodatkowe elementy ekwipunku. Warto więc zwiedzać i zaglądać w każdy kąt. Prostych sekretów nie brakuje, a odkrycie ukrytej skrzynki daje sporo satysfakcji. Wo Long stawia mocno na współpracę, czasami fabularnie ktoś będzie z nami biegał, ale możemy przyzwać jeszcze jedną postać na pole walki. Nie oznacza to, że nagle wszystko będzie przesadnie proste, bo pewnych bossów lepiej klepać samemu. Chyba że zdecydujemy się na co-op z innymi, wtedy można śmiało szaleć.

Levelowanie, ubieranie i inne aktywności w Wo Long: Fallen Dynasty

Omawiana produkcja nie idzie w żadne skomplikowane systemy. Doświadczenie wymieniamy na punkty zwiększające nasz poziom i wybraną statystykę. Tych jest kilka i reprezentują dane żywioły, w zależności od decyzji nasza postać będzie mieć więcej HP, zużywać mniej czi na dane akcje, lepiej posługiwać się magią danego typu, zwiększy obronę i tak dalej. To łączy się również z naszym inwentarzem. Dane bronie lub ekwipunek więcej zyskają, jeżeli współczynnik ognia będzie wyższy, inne, gdy wzmocnimy wodę, ziemię bądź inne. Można z tego wyciągnąć więcej, ale nie tylko co w Dark Souls, a jednocześnie nie przejmując się tym zbytnio i tak damy sobie radę w dalszej zabawie.

Moja postać pięknie dziś wygląda

Sprzęt możemy ulepszać u kowalichy, a także zmieniać jego wygląd, czyniąc tym samym postać nieco wytrwalszą i silniejszą. Oczywiście, zabieg ten wymaga surowców, więc albo powtarzamy dane misje, albo “liżemy ściany” zaglądając w każdy kąt. Struktura poziomów jest dość nietypowa, ponieważ została podzielona na “części”, a te na “pola walki”. Mamy główne i dodatkowe battlefieldy. Pierwsze pchają fabułę do przodu, drugie już nieco mniej, ale odkrywają kilka kart fabularnych i są z reguły o wiele mniejsze, a także prostsze. Idealne, jeżeli potrzebujemy zdobyć jakiś dodatkowy poziom, zamiast wałkować te, które już przeszliśmy.

Piękny i mroczny Wschód

Wo Long: Fallen Dynasty nie wyznacza nowych standardów oprawy wizualnej, ale prezentuje naprawdę wysoki poziom, przynajmniej na Xbox Series X. Zdecydowałem się na wariant “płynność”, bo jednak czas reakcji ma duże znaczenie, a i tak dość często w głowie pojawiało się — “Ale tu ładnie”. To dotyczy nie tylko lokacji, ale i samych postaci, cutscenek czy Bossów. To bardzo przyjemna graficznie gra, jest na co patrzeć i się zachwycać. Nie ma też takiego wrażenia recyklingu, nawet jeżeli dane jednostki się powtarzają. Kolejne miejsca są na tyle nowe i świeże, że aż chcę się je odkrywać.

Kto to będzie sprzątał?

Nie odczułem dodatkowo żadnych znaczących spadków FPS-ów, te, jeżeli już się pojawiają, to często w momentach, gdzie przez chwileczkę nie mamy kontroli. W momencie odzyskania jej płynność jest już solidna. Trochę gorzej wypadają tekstury, a raczej ich doczytywanie. W niektórych miejscach było to widocznie. Na małą odległość i trwa ułamek sekundy, ale jednak da się zauważyć. Czasy ładowania dość krótkie, nie na poziomie 1-2 sekund, tylko raptem kilka więcej, więc według mnie, przyzwoicie. Jedna rzecz mnie jednak ciągle zastanawia, a jest nią sam projekt leveli. Te są czasami mocno pokręcone i trochę ciężko je zapamiętać, więc towarzyszyło mi często uczucie dezorientacji. Czegoś takiego w Bloodborne, czy Sekiro nigdy nie miałem. Niby to nie problem, ale tak jakoś dziwnie.

Jeszcze kilka słów

Pozostały jeszcze takie kwestie jak poziom trudności, czas zabawy oraz muzyka. Ten pierwszy jest według mnie uczciwy, o ile nie przestraszy Was boss z początku gry. Starcie z tym bydlakiem podzielono na dwa etapy. Miałem tutaj aż dwadzieścia podejść. Jego zadaniem jest dobre przygotowanie gracza i zmuszenie go do wykorzystania wszystkich podstaw. Podpowiem, że w połowie drugiej sekcji starcia można użyć specjalnej mocy, która załatwia sprawę. Sam tego nie zauważyłem, bo Wo Long średnio to podkreśla w tym konkretnym momencie. Po porażce nie zwiększałem również poziomi morale, więc dość mocno utrudniłem całą potyczkę. Bądźcie mądrzejsi.

Impreza miała się inaczej skończyć

Przejście całości zajmuje około 30 godzin w zależności od tego, czy przechodzimy dodatkowe lokacje. Nie za dużo, nie za mało, według mnie w sam raz. Jeżeli chodzi o muzykę, to ta jest poprawna, nic nie wybija się ponad przeciętność. Raczej za miesiąc nie będę jej pamiętał, ale odgrywa swoją rolę, jak należy. Klimat lepiej oddają lokacje, bossowie oraz cutscenki, więc mimo że ten element nie wybija się z tłumu, to dobrze uzupełnia się z całą resztą.

Podsumowanie Wo Long

To jeden z lepszych tytułów, aby wejść do świata gier typu soulsike. Trzeba tylko przemęczyć się z pierwszym bossem, a potem będzie już z górki. Dynamiczna, piękna i pozwalająca na błędy. Mimo pewnych ograniczeń i uproszczeń nie sprawia, że w odbiorze wypada gorzej lub negatywnie, wręcz przeciwnie. Pozwala poznać schematy, zachęcić do eksploracji i kombinowania. Bezpośrednia, jeżeli idzie o fabułę, co można uznać za spory plus. Jeżeli macie abonament GamePass, sięgajcie bez wahania, reszta natomiast powinna dla pewności sprawdzić demo. Jeżeli “kliknie”, to wiecie co robić.

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie KOEI TECMO Europe.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Artur Janczak
Cześć! Mam na imię Artur i uwielbiam gry wideo niezależnie od platformy. Mimo 30 lat na karku cały czas sprawiają mi radość i liczę, że to się nie zmieni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top