Wojciech Smoła – urodzony w 1992 roku, w Lublinie. Absolwent Politechniki Lubelskiej, na której w 2016 roku uzyskał tytuł magistra inżyniera z dziedziny inżynierii materiałowej. Od najmłodszych lat redaktor różnych internetowych serwisów fanowskich poświęconych produkcjom sci-fi i fantasy. Od 2009 roku zastępca redaktora naczelnego największego polskiego serwisu poświęconego popkulturze Dalekiego Wschodu – anime24.pl.
Wspomniałeś, że pomysł na książkę pojawił się w Twojej głowie, gdy byłeś uczniem liceum. Czy mógłbyś nam opowiedzieć coś więcej o tych okolicznościach i procesie powstawania pomysłu?
Od zawsze lubiłem grać w gry i oglądać filmy. Potem zainteresowałem się anime i dostrzegłem jeszcze szerszy zakres interesujących historii. Chyba nie jestem jedyną osobą, która chciałaby stworzyć własną fabułę z niesamowitymi bohaterami i wciągającymi przygodami. Pod koniec gimnazjum (wtedy jeszcze istniały w Polsce gimnazja) wpadł mi do głowy pomysł na ciekawe zakończenie. Ironicznie właśnie od tego się zaczęło. Potem wymyśliłem bohatera i zacząłem w głowie układać jego przygody, które zmierzałyby właśnie do tego finału. Nie interesowało mnie programowanie, więc stworzenie gry wykluczyłem od razu. Rysowanie też mi nigdy nie wychodziło, dlatego pomysł na komiks również porzuciłem. Z kolei pisanie zapewniało mi rozrywkę, ale tylko jeśli pisałem o tym, co mnie interesowało. Własna książka stała się wtedy moim celem. Proces szlifowania fabuły i nabywania niezbędnych umiejętności pisarskich ciągnął się latami, ale wiedziałem, że zmierzam w dobrym kierunku. Niczym bohater anime.
Jakie dzieła wymienił byś jako inspiracje do napisania tej książki?
Z pewnością popularne anime pełne widowiskowych walk i przygód, czyli Dragon Ball, One Piece, Naruto, oraz Tengen Toppa Gurren Lagann. Staram się jednak nie ograniczać do jednego gatunku, więc zaczerpnąłem trochę z Kimi no Todoke, Nany i innych tytułów skierowanych prawdopodobnie bardziej do żeńskiego grona odbiorców. Przez lata oglądałem wiele tytułów – chłonąłem wszystko co się da. Inspirowałem się też grami. Od zawsze byłem wielkim fanem serii Devil May Cry.
Zauważyłem, że nie raz nazwałeś swoją książkę określeniem „shonen”. Czy możesz wyjaśnić, co przez to rozumiesz?
Nie jestem pewien, czy określenie książki jako shonen, czy też battle shonen funkcjonuje na polskim rynku. Raczej nie. W Japonii shonen oznacza produkcję (np. mangę/anime) skierowaną do chłopców w nastoletnim wieku. To zazwyczaj są serie z bohaterami pełnymi ambicji, licznymi przygodami i widowiskowymi starciami. Pisząc książkę inspirowałem się wieloma tytułami anime, więc Soru Hanta pod kilkoma względami przypomina właśnie japońskie shoneny. Dla osób niezaznajomionych z tematyką będzie to po prostu powieść sci-fi/fantasy i również ta kategoryzacja jak najbardziej mi odpowiada. Istnieje taki podgatunek jak Science fantasy, do którego wrzuca się Dragon Balla. Chyba tutaj możemy umieścić też Soru Hantę.
Gdybyś miał wskazać na cechy, które wyróżniają świat stworzony przez Ciebie na potrzeby tej powieści od innych z gatunku science-fiction, co byś wymienił?
Chcesz żebym zaczął przechwalać się, w czym moja książka jest lepsza od klasyków gatunku? Bez przesady (ha-ha). Zawsze pragnąłem tylko, żeby ludzie się dobrze bawili podczas lektury (tak jak ja się bawiłem tworząc tę historię) i jeśli udało mi się to osiągnąć to jestem usatysfakcjonowany. Jednak, chciałem też sprawić, żeby czytelnik nie nudził podczas czytania, bo sam też nie lubię się nudzić czytając książki. Nie interesowała mnie opowieść, która przez trzysta stron będzie serwowała ciężkie opisy, żeby przykuć uwagę czytelnika dopiero finałem ściśniętym do dwóch, lub trzech intensywnych scen. W Soru Hancie cały czas coś się dzieje, ale znajdą się też chwile na odpoczynek. Z cech faktycznie wyróżniających tę powieść mogę wskazać ran. To specjalna moc, która pozwala bohaterom na prowadzenie zaciętych pojedynków, również w przestworzach. Do jej wykreowania inspirowałem się chakrą z Naruto, ki z Dragon Balla, reiatsu z Bleacha, oraz nenem z Hunter x Hunter. Ran skrywa także sporo tajemnic, które nie zostały odkryte w pierwszej części Soru Hanty.
Wiem, że zacząłeś już prace nad kontynuacją powieści. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy, co czeka głównego bohatera i czego możemy się spodziewać po samej historii?
Akcja drugiej części rozpocznie się rok po wydarzeniach z Soru Hanty. Deynard będzie już znacznie pewniejszy siebie, chociaż tak naprawdę nadal będzie musiał się jeszcze wiele nauczyć. Wróci kilka postaci drugoplanowych z pierwszej części, których rola mogła wydawać się zakończona. Jestem pewien, że jeśli po przeczytaniu drugiej części sięgniecie znowu po pierwszą część to znajdziecie liczne ukryte smaczki. Naprawdę dobrze się bawiłem prowadząc niektóre wątki daleko w tle. Wszystko teraz nabierze sensu.
Gdybyś miał osadzić swoją historię w innym gatunku, niż sci-fi, to jaki gatunek byś wybrał i dlaczego?
Czasami zastanawiam się nad stworzeniem innej historii w klimacie horroru. Myślę, że właśnie ten gatunek oferuje pole do ciekawych zwrotów akcji, a ja lubię ciekawe zwroty akcji. Przede wszystkim fabuła musi interesować autora, a wtedy również czytelnik będzie się dobrze bawił. Zawiły horror z nieoczywistymi zwrotami to jest właśnie to. Tylko bez jump scare’ów, bo są nudne.
Zrobiłeś sobie tatuaż po wydaniu Soru Hanta i zdradziłeś mi, że masz zamiar mieć tatuaż z każdą wydaną książką. Skąd narodził się ten pomysł?
Od dawna zastanawiałem się nad zrobieniem tatuażu, jak pewnie wiele osób. Chciałem jednak, żeby coś znaczył. Potem zacząłem pisać książkę i… wszystkie puzzle zaczęły do siebie pasować. Niespecjalnie ciągnie mnie do całego rękawa, ale cel jest taki żeby każdej kolejnej książce poświęcić przynajmniej mały tatuaż. Zobaczymy ich ile ostatecznie będę miał.
Dziękuję bardzo za poświęcenie mi czasu. Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dalszych sukcesów i wielu pomysłów.