BIOTA to shooter 2D zbudowany na założeniach metroidvani. Retro styl graficzny i prosty gameplay to chyba jego największe atuty. Oczywiście to nie wszystko, co ten tytuł ma do zaoferowania. Dzięki uprzejmości wydawcy Retrovibe Games oraz agencji Better miałem okazję sprawdzić, czy stworzona przez studio Small Bros produkcja, o której wspominaliśmy jakiś czas temu, jest warta polecenia.
Misja ratunkowa
Założeniem studia Small Bros było jak najlepsze odwzorowanie klimatu gier z lat 80 poprzedniego stulecia. Widać to już po samym początku gry. Kilka plansz i dobra nuta zapoznają nas z fabułą, która nie mogłaby być bardziej sztampowa.
W XXII wieku na Północną Amerykę spadł meteoryt, który okazał się źródłem nowego materiału — Viridium. Dzięki niemu ludzkość była w stanie udać się w międzygwiezdne podróże. Oczywiście jak to z takim materiałem bywa, zapotrzebowanie wzrosło, więc i megakorporacje postanowiły położyć na nim swoje łapska. Jedną z takich grup był V-Corp. Po odkryciu asteroidy pełnej drogocennych złóż podjęto decyzję o wybudowaniu tam ogromnej kopalni. Podczas odwiertów okazało się, że Viridium to nie wszystko, co znajduję się na dryfującej bryle. Specjalna ekipa naukowców została wysłana, aby zbadać nowe znalezisko. Po kilku dniach łączność z członkami wyprawy została utracona. Na odsiecz wyrusza załoga Gemini II.
Czy to źle, że w BIOTA fabuła jest taka, jaka jest? W takiego typu produkcjach historia zawsze schodzi na drugi plan i nie ma w tym nic złego. Fajnie, że mamy jakąś motywację do parcia naprzód. Nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
BIOTA dream team
W związku z tym, że na asteroidę została wysłana cała drużyna, po krótkim samouczku możemy wybrać, kim chcemy przemierzać kosmiczne lokacje. Na początek do wyboru mamy czterech najemników. Wraz z postępem wydarzeń do naszej drużyny dołączają kolejne postacie. Podoba mi się fakt, że w dowolnym momencie możemy teleportować się z powrotem do bazy i podmienić bohatera. Zdecydowanym pozytywem jest też ich zróżnicowanie. Jeden do walki używa strzelby, inny karabinu, a kolejny broni plazmowej. Każdy z nich ma również inną umiejętność: granaty, pole ochronne czy rakietnicę. Do wyboru, do koloru. Co prawda poruszanie jest w przypadku każdego najemnika takie same, ale to także uznaje za dobrą cechę. Ciężko by było po każdej zmianie przyzwyczaić się do zmienionej prędkość chodzenia czy wysokości skoku. Skoro już wspomniałem o sterowaniu to jest ono idealne zarówno na klawiaturze jak i na padzie.
Asteroida sporych rozmiarów
Nie spodziewałem się, że obszar naszych zmagań będzie taki wielki. Gry podzielona jest na kilka biomów. Każdy z nich ma naprawdę sporą powierzchnię. Większość przemierzamy na własnych nogach, ale są chwile, gdzie zasiadamy za sterami jakiegoś pojazdu. Każda nowa lokacja jest inna od poprzednich, dzięki czemu nie ma się wrażenia powtarzalności. Całość dostarcza nam około 8 godzin zabawy.
Jak to w metroidvaniach bywa, plansze są podzielone na sekcje zmieniające się w momencie dojścia do granicy ekranu. Tutaj pojawił się pierwszy problem. Zdarzały się sytuacje, kiedy po przejściu na kolejną sekcję od razu umierałem, ponieważ natknąłem się na potwora, kwas czy barierę elektryczną. Nie byłoby to takie złe, gdyby cała gra miała takie podejście. Niestety tak nie jest i z tego powodu bardzo mnie to drażniło. Szczególnie że punkty zapisu potrafią być bardzo daleko od siebie, a po śmierci właśnie przy nich się odradzamy.
Czarny rynek
Nie wiem, jak to się stało, że na powierzchni oraz wnętrzu asteroidy znaleźli się handlarze szemranym towarem, ale dla nas to dobra wiadomość. Można u nich nabyć ulepszenia zdrowia, siły ognia czy umiejętności. Najważniejsze jednak jest, że to właśnie u nich zaopatrujemy się w przedmioty, bez których tytułu nie ukończymy. Za wszystko możemy zapłacić minerałem upuszczonym przez pokonanych przeciwników.
To była druga rzecz trochę przeszkadzająca w rozgrywce. Zamiast skupić się na kontynuowaniu przygody, musiałem farmić miejsce, gdzie przeciwników było najwięcej. Szybko okazało się, że jest to pierwsza sekcja w pierwszym biomie. Rozumiem, że ideą metroidvani jest backtracking, ale wolałabym go w trochę innej formie. Kolejną denerwującą barierą jest nałożenie na gracza limitu waluty, który zwiększamy, znajdując specjalne pojemniki. Osobiście wolałbym, żeby zamiast tego wszystkiego potrzebne przedmioty wypadały z bossów.
To wszystko nie zmienia jednak faktu, że takie błahostki występowały rzadko i nie psuły w odbiorze tego, co ma do zaoferowania BIOTA.
BIOTA w różnych kolorach
Jednym z elementów, który przypadł mi do gustu najbardziej, jest możliwość zmiany palety kolorów. Pomimo tego, że jest to tylko kosmetyczna zmiana, sporo się nią bawiłem. Za każdym razem, gdy wkraczałem w nowy biom, starałem się dobrać najlepiej pasujące do niego barwy. To była zabawa sama w sobie. Miłym dodatkiem jest możliwość odblokowania większej ilości kolorów dzięki znajdźkom rozsianym po świecie gry.
Grafika sama w sobie jest na odpowiednim poziomie. Czasami miałem problem z rozróżnieniem czy coś jest elementem otoczenia, czy nie, ale nie było to nagminne. Muzyka towarzysząca zwiedzaniu jest miła dla ucha i powodowała syndrom tupiącej stopy. Tak jak w przypadku wyglądu, ścieżka dźwiękowa zmieniła klimat wraz ze zmianą otoczenia.
BIOTA nieukończona
Staram się recenzować gry rzetelnie. Zawsze piszę to, co uważam i upewniam się, że wypisałem wszystkie dobre i złe strony produkcji. Dlatego bardzo zmartwiłem się, kiedy okazało się, że nie jestem w stanie BIOTY ukończyć. Powodem była pewna sekwencja zaraz przed końcowym bossem. Z początku myślałem, że to moja wina. Męczyłem się chyba z godzinę. Postanowiłem poprosić o pomoc swoje dzieciaki. Wiadomo, że młodszy ma zawsze lepszy refleks. Po prawie dwóch godzinach zmagań przy użyciu klawiatury oraz dwóch różnych kontrolerów nie udało nam się jednak wspomnianej sekwencji przejść. Nie dałem jednak za wygraną i postanowiłem odezwać się do twórców. Nie dość, że przyznali mi rację, to jeszcze zapewnili, że element ten będzie poprawiony w dniu premiery.
Myśl ostatniej akcji
Zastanawiałem się, czy publikować tę recenzję w momencie zejścia embargo, ale postanowiłem się wstrzymać. Wolałem poczekać i upewnić się, że deweloperzy dotrzymają obietnicy i poprawią zauważone niedociągnięcie. Szkoda by było, żeby naprawdę dobry retro shooter zmarnował się przez jeden błąd.
Z radością mogę potwierdzić, że studio Small Bros naprawiło irytujący moment i udało mi się pokonać ostatniego bossa podczas epickiego starcia. Warto również wspomnieć o dodatkowych trybach, które BIOTA oferuje. Jednym z nich jest strzelnica gdzie do dyspozycji mamy widok ala 1st person i musimy szybko zestrzelić jak najwięcej celów. Pozostałe tryby zostawię do odkrycia Wam drodzy czytelnicy.
Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić BIOTE każdemu, kto lubi spędzać czas, strzelając do mutantów w klimatycznych retro barwach. Zwolennikom bardziej nowoczesnych produkcji proponuję spróbować demo. Być może przekonacie się, że czasem warto sięgnąć po grę w starszych klimatach.