Samo zainteresowanie komiksami rozpoczęło się od chęci, aby wiedzieć więcej o danej postaci. Szczególnie kiedy jesteście w młodym wieku, potrzebujemy bohaterów czy też idoli. Dla jednego może to być piłkarz, wokalista czy aktor, dla mnie byli to właśnie fikcyjni superbohaterowie, z którymi młody człowiek może się identyfikować i znaleźć w sobie odbicie. Nawet nie zliczę, ile razy stawiałem się na miejscu Petera Parkera czy wyobrażałem sobie, że tak jak Stanley Ipkiss znajdowałem tajemniczą maskę, która przemieni mnie w błazna o zielonej twarzy i żółtym garniturze.
Wydawanych obecnie powieści graficznych jest od groma, wspomnę tylko o: Marvelu, DC Comics, Vertigo, Image Comics czy Dark Horse, do tego masa wydawnictw w Japonii tzw. mang, z czego najpopularniejszy jest chyba Weekly Shonen Jump, gdzie debiutowały takie serie jak Dragon Ball, Naruto czy One Piece. W tym wszystkim można się łatwo zagubić, przez co wiele osób z miejsca rezygnuje.
Japońska manga, a amerykański komiks
Sam zacząłem swoją fascynację literaturą obrazkową od japońskich mang, co było względnie proste, jeden autor i powieść dziejąca się przez lata. Jednak w pewnym momencie stało się to dla mnie mało atrakcyjne i nudne, bo widzicie, japońskie komiksy są bardzo hermetyczne. Seria trwa, aż autor jej nie ukończy lub nie przestanie się sprzedawać.
W przypadku amerykanów jest dużo lepiej, nie mówiąc już, że nad jednym zeszytem pracuje kilka osób, zajmujących się rysowaniem, kolorowaniem czy historią, tak w obrębie jednego tzw. run’u scenarzysta może pozwolić sobie na bardzo wiele. Tutaj wymienię, chociażby Don’a Slotta, który podczas swojej pracy nad Spider-Man’em nie tylko rozwinął karierę Petera w taki sposób, że ten miał własną firmę nazwaną Parker Industries. Sprawił również, że na jakiś czas to Doctor Octopus nosił miano człowiek pająka. Oczywiście nie zawsze też, jest tak, że scenarzyści się zmieniają tak, jak w przypadku Żywych Trupów czy Baśni. Jest jeszcze Todd McFarlane, który pracuje nad Spawn’em od lat 90.
Nie ma też problemu, aby na jakiś czas „porzucić” danego bohatera, bo nie podoba nam się run, zawsze można wrócić, kiedy serie przejmie ktoś inny, zwłaszcza że Marvel czy DC Comics nie przejmują się za bardzo chronologią czasową, o danym bohaterze potrafi wychodzić nawet pięć różnych serii, niezależnych od siebie.
Jaki komiks mam w końcu czytać?
To, co tylko chcesz, szczególnie wiele osób robi ten błąd, że skupia się tylko na jednym wydawnictwie, tutaj podam przykład Marvela, który przez swoje filmy jest dużo bardziej popularny wśród zwykłych śmiertelników. Najłatwiej będzie opowiedzieć na swoim przykładzie, jak to się zaczęło.
Jak wcześniej wspomniałem, rozpoczęło się od zainteresowania i chęci poznania czegoś więcej. Na początek musimy wiedzieć, że w świecie Marvela istnieje wiele wersji rzeczywistości i tak główne uniwersum komiksowe to Ziemia-616, wydarzenia tam dają początek innym światom. Przez jakiś czas mieliśmy uniwersum Ultimate nazywane Ziemią-1610. Nawet filmowe MCU posiada swój numer, a jest to Ziemia-19999.
W przypadku DC Comics sytuacja jest jeszcze prostsza, pomijając, że DC ma znacznie więcej opowieści typu Elseworld czy serię Black Label przeznaczoną dla dorosłego odbiorcy, z której mogę polecić cudownego Batman: Biały Rycerz. Samo główne uniwersum jest co jakiś czas resetowane, tak aby każdy był na bieżąco.
Elseworld, inny świat
Dlatego też polecam rozpocząć, swoją przygodę od tzw. Elseworld czy też What If?, czyli niezależnych miniserii które, dzieją się na innych ziemiach. Ostatnio np. mogliśmy poznać historię Spider-Mana napisaną przez J.J Abramsa czy serię Spider-Man: Spider Shadow, która opowiada, co by było, gdyby Peter Parker nie pozbył się symbiontu Venoma.
Nie da się czytać wszystkiego
Kiedy już zapragniecie śledzić wydarzenia z głównych uniwersum, warto wybrać czas po jakimś większym wydarzeniu czy też Crossoverze, gdzie bohaterowie łączą się, aby wspólnie pokonać wielkie zagrożenie. Po tym zazwyczaj następuje przesuwanie pionków na planszy, a dla nowych czytelników to świetny start. Aby było łatwiej, wspomnę tylko w przypadku Marvela o Secret Wars z 2015 roku czy DC Rebirth z 2016 roku. Potem wystarczy już tylko wybrać bohatera, którego losy chcemy śledzić.
Nie da się czytać wszystkiego, w przypadku DC Comics było to swego czasu 52 zeszyty w miesiącu, więc najłatwiej wybrać po prostu ulubionego bohatera i to jego losy śledzić. Od czasu do czasu można też spróbować przeczytać coś nowego, gdy weźmie się za to nowy scenarzysta. Komiksy superbohaterskie przypominają trochę telenowele. Kiedy wrócimy do nich po jakimś czasie, to tak naprawdę niewiele stracimy. Wszak nie każda opowieść staje się z miejsca kultowa jak Batman: Trybunał Sów.
A ja wolę obejrzeć film
Wiele filmów o superbohaterach, tylko inspiruje się historiami lub tworzy nowe. Adaptacja rządzi się swoimi prawami i trzeba przełożyć to na język filmów. Pomimo że filmy MCU czy Batmany Nolana są bardzo popularne i w ogólnym rozrachunku je lubię, tak mam im mnóstwo do zarzucenia.
Głównie dlatego, że nie odpowiadają mojej wizji o danym bohaterze. Wyobrażacie sobie, aby Marvel i Disney teraz pokazał mi nawalonego w trupa Iron Man’a, oczywiście w filmach widzieliśmy, że Tony lubił sobie wypić, ale nigdy nie powiedziano, że jest alkoholikiem. Czy też Spider-Man wykonaniu Toma Hollanda, osobiście nic do niego nie mam, ale jako facet mający 30 lat na karku chciałbym zobaczyć Petera Parkera, który zmaga się z podobnymi problemami, jak ja, bo dawno za sobą mam już licealne rozterki miłosne.
Nie chodzi o to, że inna wizja czy pomysł na bohatera są złe, po prostu nie zawsze musi odpowiadać nam czy temu, co w danej chwili potrzebujemy. Tutaj właśnie pojawiają się komiksy z masą światów i alternatywnych wersji do poznania.