Piękno gier polega na tym, że mogą dać nam ogrom niepowtarzalnych wrażeń. Jedną z gier, którą trudno jest do czegoś porównać, jest Monster Rancher 1 & 2 DX. Choć ostatnio mieliśmy przyjemność przybliżyć Wam losy całej serii w materiale „Monster Rancher marka, która ominęła Polskę”, dziś skupimy się konkretnym wydaniu. Będzie to paczka dwóch odsłon serii, które to pierwotnie wydane zostały na pierwsze PlayStation. Dziś gry te wracają po latach nie tylko na PC, ale również na Nintendo Switch i telefony komórkowe. Przed Wami recenzja Monster Rancher 1 & 2 DX.
Założenia gry Monster Rancher
Patrząc na screeny z gry łatwo, błędnie założyć czym ta produkcja jest. Nie jest to standardowa gra JRPG, nie ma tu wielkiej zmieniającej świat przygody lub walki prowadzonej w turach. Monster Rancher to przede wszystkim gra o opiece nad niestandardowym stworem. Budząc jedną z bestii zaklętych w tajemniczych dyskach, bierzemy na siebie odpowiedzialność. Odpowiednio karmiąc i trenując naszego podopiecznego, wpływamy na jego statystyki. Ważna jest jednak chwila do wytchnienia, bo potwór, któremu nie damy chwili na wytchnienie, szybko odejdzie z tego świata.
Właśnie tak! Gra prowadzona jest według kalendarza. Od nas zależy, na czym skupimy się w danym tygodniu. Będziemy świadkami zmieniających się pór roku, a co za tym również lat. Odmierzany czas nie jest tylko numerkiem na ekranie. Nieubłaganie mijające pory roku zbliżają naszego podopiecznego od końca swych dni. Nasza opieka będzie definiować, jak długo taka relacja będzie trwać, ale pamiętać trzeba, że aby grę ukończyć, nie wystarczy rozpieszczać swojego stwora.
Monster Rancher to symulator zwierzaka?
Choć łatwo byłoby tak uznać gra ma więcej do zaoferowania. Po pierwsze opieka nad podopiecznym ma służyć wygraniu na arenie. Tam w zależności od wygranej w oficjalnych turniejach wzrasta ranga potworów. Każda wyższa oczywiście określa rosnące wyzwanie. Zadaniem gracza jest dostać się na sam szczyt. Pomoże w tym oczywiście trening, który przygotuje podopiecznego do przyszłych starć, ale też nasze ranczo. Jest to miejsce, gdzie zapadają wszystkie decyzje o harmonogramie zajęć. Jeśli ranczo zostanie ulepszone, wyniki treningu również wzrosną. Remonty jednak kosztują. Pieniądze w pierwszej części uzyskujemy dosyć łatwo.
Treningi są równocześnie pracą. Pilnowanie domostw i ciągnięcie wózków nie dosyć, że zwiększy odpowiednie statystyki, to zostanie opłacone. Największy zastrzyk gotówki daje oczywiście zwycięstwo na arenie. Tam jednak ryzykujemy kontuzję, której leczenie wykluczy potwora z jakichkolwiek zajęć przez jakiś czas. Druga część cyklu różni się pewnymi kwestiami. Jedną z nich jest właśnie trening. Ten w kontynuacji nie jest pracą, a tylko i wyłącznie ćwiczeniami. Znaczy to, że nie dostaniemy za nie wynagrodzenia i sequel zmusza do szukania np. pracy na pół etatu.
Ekspedycje w nieznane światy
Nie samą walką człowiek żyje. Pogoń za statystykami też nie jest jedynym co ma do zaoferowania Monster Rancher. Gdy potwór osiągnie odpowiedni poziom statystyk można iść nie tylko na arenę. Odwiedzić nas też może podróżnik, który zainteresowany będzie zdolnościami podopiecznego gracza. Wtedy poświęcając miesiąc, udamy się na ekspedycję w celu odnalezienia rzadkich przedmiotów.
Podczas takiej przygody czekają oczywiście inne niebezpieczeństwa. Ryzyko czasem się opłaca i odkrycie przedmiotu pozwalającego na stworzenie potężniejszych bestii, może być jedną z nagród. Warto zaznaczyć, że jest co odkrywać. Każde z miejsc to niemały labirynt, do którego warto wracać. Lokacja, do której się udamy jest zależna od aktualnej pory roku. Znaczy to ponownie, że aby dokończyć nieudane wcześniej zwiedzanie, trzeba będzie ponownie odnosić się do wbudowanego kalendarza.
Jak Monster Rancher tworzy potężne bestie?
To jest główna atrakcja gry. Oryginalnie Monster Rancher pozwalał na odczytanie dowolnej płyty w napędzie. Na podstawie danych, które gra tam znalazła, określano stwora. Nieważne czy była to inna gra, czy krążek z twoją ulubioną muzyką potwór wyskakiwał z tego, co było zapisane na krążku. Monster Rancher 1&2 DX z oczywistych względów nie może się cieszyć takim rozwiązaniem. Dla wielu byłaby to nawet wada, wszak nie każdy posiada już nawet czytnik płyt. Twórcy zdecydowali się przygotować wewnętrzną bazę tytułów i ich właścicieli.
Na tej podstawie właśnie tworzymy stwora. Wpisując po prostu tytuł, zostaną wyświetlone użytkownikowi propozycje i decyzja leży już po stronie gracza. Niestety może się okazać, że szukanego przez nas pliku nie ma w spisie. Oprócz tego możliwe, że wyświetli się informacja mówiąca, że potwór będzie na ten moment dla gracza za silny. Bez wątpienia jest to dalej duży plus za wyjście poza okolice premiery gry. Znajdziemy wiele aktualnych tytułów z różnych platform i często samą zabawą jest sprawdzanie, co się za tymi tytułami kryje.
Ale co z walką w Monster Rancher?
Wspominałem już o walkach na arenach, ale nic o niej samej. Starcia są moim zdaniem najsłabszym elementem gry. Monster Rancher dawno temu postawił na niestandardowy system walki. Potwory toczą bój w czasie rzeczywistym. Ich odległość od siebie definiuje jakie ataki mogą w danym momencie wyprowadzić. Aby nie było za łatwo, każdy cios kosztuje daną ilość punktów, regenerującego się paska. Ten nazywany różnie w zależności od części jest po prostu staminą. Szybko można ją wyczerpać wybierając tylko potężne ataki. Później oczekując, aż się naładuje, potwór może jedynie próbować unikać ciosów przeciwnika.
Na papierze pomysł ten brzmi ciekawie, ale w rzeczywistości prowadzi do chaosu. Biorąc jeszcze pod uwagę, że wiele rzeczy dzieje się też w tle w zależności od statystyk walczących, nie zawsze czułem, abym miał kontrolę nad tym, co się dzieje. Plusem jest tu możliwość zdania się na sztuczną inteligencie, która będzie walczyć za gracza. Nie wiem jednak, czy sequel jest trudniejszy, czy po prostu sama opcja automatycznej walki została okrojona, ale odczuwałem, że nie mogłem się tak pewnie na nią zdawać, jak w pierwszej części. Walka jest dosyć dużym elementem gry więc trudno mi przemilczeć tę niedogodność.
Ewolucja Monster Rancher 2
Monster Rancher 1&2 DX to oczywiście paczka dwóch gier. Wiadomo jednak, że sequele mają za zadanie poprawić błędy oryginału. Ewolucje tą widać w kontynuacji omawianej dziś serii. W związku z tym postanowiłem uwypuklić w tym tekście największe z różnic. Choć ogólny wygląd gry się nie zmienił, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że użyto wtórnie pewnych elementów oryginału. „Dwójka” po prostu łatwiej angażuje wizualnie. Powodem jest to, że wszystkie czynności są teraz animowane. Same treningi nie odbywają się już na małych animowanych okienkach, a są one w pełni trójwymiarowe. Niewątpliwie dalej bazują na pewnej umowności, ale zmagania stwora lepiej się po prostu ogląda. Samo rancho jest też całym trójwymiarowym środowiskiem, na którym kamera śledzi spacerującego sobie stwora.
Tego samego tyczą się eksploracje. Te toczą się teraz na trójwymiarowych labiryntach, a nie izometrycznych przestrzeniach jak to było w pierwszej grze Monster Rancher. Miłym zaskoczeniem było też przyznawanie statystyk, po turniejach. Wysiłek włożony w walkę może zostać nagrodzony rosnącymi statystykami. Dzięki temu nawet po przegranym turnieju wychodzimy nieco silniejsi. Zmiany, o których tu wspominam, są rzeczami, które docenią osoby zaczynające swoją przygodę od pierwszej części. Dodam, że nawet taką kolejność sugeruję. Odnoszę wrażenie, że jedynka może być dobrym momentem na zaznajomienie się z mechanikami serii.
Poznawanie świata Monster Rancher
Trudno powiedzieć, że gra ma jakąś wyraźnie nakreśloną fabułę. Jedynym celem jest tu pokonanie wszystkich i stać się liderem. Raczej też trudno w grze znaleźć postacie, z którymi można sympatyzować. Wszyscy służą jakimś mechanikom i nawet jeśli ktoś nie wita gracza z uśmiechem, to linie dialogowe w pewnym momencie zaczyna się skipować. Niestety nie dlatego, że czegoś się nie chce poznać. Po prostu przez większość czasu patrzymy na te same zwroty grzecznościowe, zanim pojawią się opcje sklepu, laboratorium czy innych miejsc.
Nie znaczy to, że Monster Rancher nie próbuje roztaczać aury tajemniczości. Na początku gracz dostaje informacje, że wszystkie potwory są odpowiedzią bogów na problemy świata. Podczas eksploracji natrafimy na wiele tajemniczych miejsc pozwalających snuć domysły na temat przeszłości świata. Reasumując, gra daje nam poczucie bagażu informacji o świecie. Nie zawsze daje odpowiedzi i zostawia miejsce na swoje wyobrażenie. Niestety brak zazębianie się tego z resztą gry paradoksalnie ją spłyca. W pewnym momencie miałem wrażenie, że za delikatnie odsłanianą kurtyną jest po prostu ściana.
Ostatnie słowa o Monster Rancher 1 & 2 DX
Choć na pewno gra swoją gameplayową pętlą wiele osób po prostu odrzuci, dla mnie było to relaksujące doświadczenie. Szczególnie aspekt opieki nad podopiecznym. Niestety przyznać się muszę, że obu gier mimo wsadzonego w nie czasu, nie udało mi się ukończyć. Monster Rancher pozwala graczowi na bardzo dużo eksperymentów z opieką, przez co potrzeba dużo zaangażowania, aby wiedzieć co należy zrobić, by dany efekt osiągnąć. Ważne jest to, że przez całą grę towarzyszy wrażenie, że z następnym podopiecznym się uda.Jeśli czujesz po tych wszystkich słowach, że jest to coś dla Ciebie, to nie ma się po co powstrzymywać. Monster Rancher 1 & 2 DX dostępne jest aktualnie, na Steam, Nintendo Switch, a nawet na systemach Adnroid i iOS, więc trudno znaleźć wymówkę, aby nie spróbować.