Tails of Iron od Odd Bug Studio oczarowało mnie od samego początku. Piękna stylizowana grafika, postać narratora w postaci Douga Cockle, czyli zagranicznego głosu Geralta z Rivii. W końcu kontrast, pomiędzy baśnią a brutalnym światem rodem z Gry o Tron.
Wiedźmin ze szkoły szczurów
Tytuł to gra RPG. Akcję obserwujemy z klasycznego dla platformówek widoku od boku. System walki jest inspirowany serią Dark Souls. Podczas naszej przygody o statystykach będzie decydować ekwipunek, jaki mamy założony.
Twórcy oddali nam do wyboru, pancerze w zależności od ciężaru, które wpływają na naszą mobilność. Miecze, topory oraz włócznie w wariancie jedno, oraz dwuręcznym, no i broń dystansową. Dodatkowo pancerze są odporne na konkretny rodzaj przeciwnika np. żaby czy krety.
To bogactwo sprawia, że każdy odpowiednio dostosuje swojego szczura, możemy być szybcy odziani w lekkie ciuchy, ciężcy i powolni albo coś pośrodku. Przez całą grę starałem się balansować pomiędzy lekkim a średnim pancerzem. Stawiałem głównie na mobilność postaci.
Redgie Malutki
Nasze główny bohater Redgie jest księciem mysiego królestwa oraz następcą tronu, jeśli tylko na arenie udowodni swoją wartość. Niestety ceremonię przerywa napad złego plemienia żab. Król umiera, a my jesteśmy zmuszeni do odbudowania królestwa i zemsty za wyrządzone krzywdy.
Historia urzeka od samego początku. Całość przypomina bajkę opowiadaną na dobranoc. Pomimo tego, że postaci nie mówią, a jedynie jak to szczury wydają piski. Narrator sprawdza się świetnie jako osoba, która tłumaczy nam wydarzenia na ekranie.
Tym bardziej że z rozwojem wydarzeń świat się zmienia. Widzimy więc efekty naszych działań, co jeszcze bardziej motywuje do działania. Urocza otoczka stanowi cudowny kontrast do brutalnych wydarzeń, które dzieją się na ekranie.
Ogon z żelaza
Jak wcześniej wspomniałem, produkcja posiada bardzo rozbudowany system walki inspirowany serią Dark Souls. Nie macie się jednak czym martwić. Tails of Iron nie ma tak wysokiego poziomu trudności. Przejście całości powinno zająć od 8 do 10 godzin. W zależności od tego, czy będziemy zbierać wszystkie pancerze albo walczyć z opcjonalnymi bossami. Oczywiście zdarzyło mi się zaciąć na którymś z bossów, ale nie trwało to długo.
Zawsze mamy odpowiedni czas na reakcje, a rezygnacja z paska wytrzymałości sprawia, że możemy unikać ataków bez końca. Tytuł posiada też dość gęsto rozłożone punkty zapisu w postaci ławek, więc nie grozi nam nadmierna frustracja. Walka jest satysfakcjonująca, a efektowne wykończenia tylko dodają tej grze smaku.
Mysia gra o tron
Grafika oraz muzyka to małe dzieła sztuki. Pochwała należy się przede wszystkim Doug’owi Cockle za narrację całej opowieści, ponieważ tworzy to unikalny, trochę intymny klimat. Muzyka również stoi na wysokim poziomie. Co chwilę słyszymy delikatne brzdąkanie mające podkreślać klimat średniowiecza. W ogóle cały tytuł mocno skojarzył mi się z trzecim Wiedźminem. Brzmi to kuriozalnie. Jednak kiedy zagracie w to sami, to zrozumiecie.
Techniczny szczur
Ogrywałem tytuł w wersji na Nintendo Switch, gra działa na tej platformie w 30 klatkach na sekundę. Produkcji tylko jeden raz zdarzyło się delikatnie chrupnąć. Kilka razy gra, odmówiła posłuszeństwa i wyrzuciła mnie do systemu konsoli. Są to jednak problemy, które spowodowało ogrywanie gry przed premierą i zapewne zostaną szybko załatane z Day One Patchem.
Podsumowanie
W chwili pisania tych słów. To jedna z lepszych gier tego roku. Tytuł urzekł mnie praktycznie wszystkim od opowieści poprzez ciekawy świat, aż po postaci. To jedna z tych gier, gdzie widać włożone w ten projekt serce. Oczywiście, gra ma swoje problemy, jak nierówne tempo historii czy nieco płaskie postaci. Moim zdaniem, są to jednak małe niuanse, które w perspektywie całości nie mają znaczenia.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
5 października 2021
[…] Nasza recenzja Tails of Iron […]
5 października 2021
[…] Nasza recenzja Tails of Iron […]