Doczekaliśmy się końca pierwszego sezonu serialu The Last of Us od HBO. Pomimo, że jest to najkrótszy odcinek to niesie on ze sobą dużą dawkę emocjonalną i skupia się na tym, co w tym serialu najbardziej zagrało, czyli relacjach między postaciami
Joel i Ellie
Trudno mi jest cokolwiek napisać, nie wchodząc w spoilery. Muszę napisać, że zazdroszczę tym, którzy nie znali gry. Przez to, że jest to tak wierna adaptacja doskonale wiedziałem co się wydarzy. Dla kogoś kto znał tylko serial musiało być to spore zaskoczenie i trochę tego zazdroszczę.
Zaznaczę jednak, że całość wybrzmiała dużo lepiej niż w growym pierwowzorze, głównie przez fakt, że Joel grany przed Pedro Pascala to jednak trochę inna postać i momenty, w których się denerwuje dużo bardziej wybrzmiewają.
A sama finałowa scena została świetnie zmontowana i powinna zadowolić każdego genialną grą dźwięku. Ogólnie jeśli chodzi o tempo to ten odcinek jest dla mnie wzorowy.
Nowe wątki w The Last of Us
Znalazło się miejsce na nowe wątki i rozszerzenie historii, bo dowiadujemy się, co kryje się za odporonością Ellie i tego, co to spowodowało. Całość zamyka piękna klamra i sprawia, że ostatni odcinek to bardzo satysfakcjonujący seans.
Serial poradził sobie również lepiej z samym już zakończeniem i końcowym dialogiem. Chociaż może to być tylko moje wrażenie z powodu ogólnej sympatii do aktorów, którzy wcielili się te postacie. Nie da się ukryć, że casting zrobił tutaj robotę i relacja Joela i Ellie sprawia wrażenie autentycznej.
Podsumowanie
Mamy za sobą świetny odcinek i genialne zamknięcie tej historii. Wiadomo, że drugi sezon powstanie i nie mogę się doczekać, aby wrócić do tego świata i bohaterów. Szczególnie, że twórcy zdają się wiedzieć, gdzie popełnili błąd i pewne wątki zostaną rozwinięte.
Przygoda Joela i Ellie pomimo, że nie była idealna, to była interesującym seansem. Skupienie się na klimacie oraz bohaterach pozwoliło odróżnić ten serial od innych produkcji umiejscowionych w post-apo. Czekam na więcej!