Dawno temu na swoim twitterze zapytałem o to, co odrzuca ludzi w serii Dark Souls? Odzew ze strony odpowiadających był spory. Trochę mi zajęła analiza waszych odpowiedzi.
Miałem też drobny problem, co zrobić z tym materiałem. Z początku chciałem odbijać piłeczkę i obalać kolejne argumenty podawane przez ludzi. Jednak odczułem, że nie tędy droga. Nie jest nam potrzebny kolejny tekst, obalający mit jakie to soulsy są łatwe, a cała otoczka trudności to sprytny marketing i sztuczki psychologiczne.
Zdałem sobie sprawę, że to nie zadziała. Nie przekonam Was do spróbowania Soulsów wywyższając się, jaki to ze mnie hardkorowy gracz, bo ukończyłem grę, której wielu boi się spróbować. Postanowiłem obrać nieco inną drogę.
Postaram się rozłożyć Dark Souls na czynniki pierwsze, a także powiedzieć co w w tym tytule denerwuje i odrzuca. Będę przy tym opierał na Waszych argumentach, które podaliście mi na twitterze.
Gra Planszowa
Użyję tutaj analogii gry planszowej. Aby dobrze bawić się w takiej planszówce, zazwyczaj musimy poznać zasady zabawy i niestety, to Soulsy robią bardzo słabo. Nie mając instrukcji obsługi, sami musimy odkryć, co działa (ewentualnie skorzystać z pomocy społeczności lub poradnika).
Przez to na początku popełniamy wiele błędów i giniemy bez sensu, bo gramy w Dark Souls jak w każdego RPG-a. Samo przyzwyczajenie się do systemu walki czy też poruszania się trochę zajmuje. Nawet mi do dziś, zdarza się głupio spaść w przepaść
Po tych słowach można wysunąć wnioski, że musimy grać tak, jak twórcy sobie wymyślili. Jest to nieprawda, bo mnogość buildów postaci czy wyzwania typu SL1 są możliwe. Mało tego, postać na SL1(Soul level 1, całą grę przechodzimy postacią na pierwszym poziomie i nie rozwijamy jej) potrafi w zasadzie powalać bossów jednym lub dwoma celnymi strzałami, zakładając, że mamy odpowiednią wiedzę.
Pamięciowa
Ogólnie uważam, że Soulsy są sprawiedliwe, chociaż mają też swoje trudne momenty. Nie jest to jednak poziom platformówek z NES-a które wymagały małpiej zręczności i uczenia się poziomów na pamięć.
Nie zaskoczę Was, że Dark Souls to tak naprawdę pamięciówka. Przeciwnicy zawsze stoją w tym samym miejscu, wystarczy się tylko tego wszystkiego nauczyć. Moim zdaniem ten tytuł przejdzie każdy, tylko jednemu zajmie to więcej czasu, a drugiemu mniej.
Dodatkowo mamy nieograniczoną ilość zasobów w postaci dusz, ponieważ przeciwnicy odradzają się bez końca.
Elitarność
Wielokrotnym zarzutem, który czytałem, było toksyczne community. Poznałem wielu świetnych ludzi. Jednak procent graczy, którzy oczywiście krzyczą najgłośniej będzie nam wmawiać, że gramy źle, robimy coś nie tak i tak w ogóle to mamy latać na golasa ze smoczym zębem i tylko iść pod siłę, bo pod zręczność to grają frajerzy.
Jeśli nie pokonałeś wszystkich bossów, to w ogóle nawet się nie chwal, że przeszedłeś Dark Souls. W tym wszystkim najbardziej przykre jest to, że ja wcale nie hiperbolizuje. Niektórym fanom serii potrafi lecieć piana z pyska na myśl jak Wy w to gracie.
Jak wspomniałem, są to raczej skrajne przypadki, ale ta grupa krzyczy najgłośniej. Szargają dobre imię, naprawdę pomocnych graczy. Ci nazwijmy to nadpobudliwi gracze, nie mogą się pogodzić, że soulsy stały się mainstreamem. Im więcej osób zagra i przejdzie ten tytuł. Ci stracą poczucie elitarności. To, że przejdziecie Soulsy, nie czyni Was wyjątkowymi.
Fabuła
Uwielbiam lore Dark Souls, ten mroczny świat i niepowtarzalny klimat. Nie zmienia to jednak faktu, że opowiadanie fabuły przez opisy przedmiotów i lokacje, jest zabiegiem równie genialnym, co denerwującym. Nie wiadomo o co chodzi, nie wiemy gdzie iść. Gra nam nic nie wyjaśnia. Rozumiem, że ma to nas zmusić do eksploracji i kombinowania, ale w przypadku pierwszej odsłony jest to męczące. Sam musiałem nieraz zasięgnąć wiedzy z internetu, aby mieć pojęcie, co robię.
Na szczęście twórcy zdawali sobie z tego sprawę i takie produkcje jak Dark Souls 3 czy Elden Ring są już bardziej przystępne, a w przypadku tego ostatniego mamy normalną mapę, przez co nie tak łatwo się zgubić.
Denerwujące jest to, że aby cokolwiek wyciągnąć musimy poświęcać swój czas poza grą, aby odkryć jej tajemnice, wczytując się w artykuły czy całe encyklopedie stworzone przez fanów.
Ostatnio miałem przyjemność ogrywać Code Vein, jednego z lepszych klonów soulsów w stylistyce anime i tam dało się poprowadzić fabułę normalnie. Wszystko było zrozumiałe w formie cut-scenek i w żaden sposób tytuł na tym nie stracił. Nawet zyskał, bo odczuwałem, że moje działania mają jakiś większy sens.
Easy mode
Długo zastanawiałem się, czy umieścić tutaj ten akapit, stwierdziłem jednak, że wypowiem się z racji bycia fanem gier souls-like. Uważam, że taki tryb nikomu by nie zaszkodził, a może przekonałby więcej osób do spróbowania. Oczywiście, rozgrywka musiałaby być odpowiednio dopasowana, aby nie zaburzać mechaniki.
Nie rozumiem, czemu ludzie tak się oburzają. Nie każdy ma tyle wolnego czasu, aby poświęcać swój czas, aby zrozumieć zasady i być może wtedy dobrze się bawić. Gry dla wielu to terapia, ucieczka od szarego życia i problemów.
Popatrzmy z perspektywy jednego z klonów Dark Souls. Jedi: Fallen Order ma tryb łatwy i nikomu to nie przeszkadza. Dzięki temu, każdy może cieszyć się opowieścią i rozgrywką na swój sposób. Soulsy, też mogłyby takie być.
Podsumowanie
Mam nadzieje, że ten tekst da wszystkim zarówno fanom, jak i antyfanom nieco do myślenia. W końcu mówimy o serii, która miała swój wkład w to, jak wyglądają obecne tytuły. Wszak do dziś, jeśli ktoś chce zareklamować walkę to mówi, że jest ona w stylu gier souls-like.
Nie mam wątpliwości, że kolejne produkcje inspirowane serią od From Software będą powstawać, a nam pozostaje tylko w nie grać i umierać bez końca. Licząc, że tym razem się uda. Ewentualnie można odpuścić i oszczędzić sobie nerwów. W końcu świat nie kończy się tylko na Soulsach.