Jeżeli wydaje Wam się, że Gothic jest drewnianą grą, oznacza to tylko, że nigdy nie graliście w Blade of Darkness. Ten wydany w 2001 roku slasher, znany wówczas pod tytułem Severance: Blade of Darkness, to dowód na to, że nie każda starsza produkcja zasługuje na ponowne wydanie, a przynajmniej nie w formie, którą zaproponowało Qubic Games. Tu przydałby się raczej pełnoprawny remake, naprawiający liczne problemy oryginału. Niestety, otrzymaliśmy zaledwie dość podstawowy remaster.
Conan w domu
Blade of Darkness to u podstaw dość standardowa opowiastka fantasy, czerpiąca garściami z klasyki gatunku „magii i miecza” pokroju Conana Barbarzyńcy. Mamy tu więc znanych i lubianych tęgich chłopów o schwarzeneggerowskiej urodzie, ociekające seksapilem wojowniczki (sztuk jeden), a także całą masę żywych trupów, demonów i wszelakiej maści potworów pod egidą Księcia Ciemności. Klasyczne to i sztampowe, ale całkiem nieźle sprawdza się w roli fabuły prostej siekaniny z początków milenium. Ot, wcielamy się w jednego z czworga śmiałków, wyruszających w heroiczną podróż po dość zróżnicowanym wizualnie świecie, by położyć kres pradawnemu złu. Niby nihil novi, ale też nihil więcej tu potrzeba.
Nie oznacza to jednak, że historia świata nie sięga głębiej. Wręcz przeciwnie, lubujących się w eksploracji z pewnością ucieszy fakt, że twórcy postanowili ich trud nagrodzić. W niektórych poziomach ukryto bowiem specjalne runy, których zebranie pozwala na poznanie kolejnych, poprzedzających akcję gry wydarzeń, mocno wzbogacających (czy też raczej wprowadzających) historię świata Blade of Darkness. Jeżeli Wasze myśli w tym momencie automatycznie skierowały się w stronę Dark Souls, to spokojnie, jest to jedyne podobieństwo do hitu From Software, którego protoplastą Blade of Darkness jest często (i moim zdaniem błędnie) nazywane. Dodatkowo, zebranie run odblokowuje prawdziwe zakończenie gry, co już tak fajną opcją nie jest.
Barbarzyńcy nie potrafią skakać
Głównie dlatego, że do eksploracji i poszukiwań ukrytych run nie zachęca strasząca swoją topornością rozgrywka. Należy tu mieć na uwadze, że tytuł ten to nie tylko produkcja z czasów, kiedy wciąż sterowanie w grach 3D wciąż nie było ustandaryzowane, ale też debiutancki (i jedyny) projekt dwudziestoosobowego, hiszpańskiego studia. Toteż rozumiem, dlaczego sprawy mają się tak, jak się mają, ale w żadnym wypadku nie sprawia to, że w Blade of Darkness gra się wygodnie. Bohater notorycznie zacina się na elementach otoczenia, jego ruchy naznaczone są uporczywą bezwładnością, kamera notorycznie wariuje, a jakby tego było mało, twórcy postanowili wrzucić do swojej produkcji również kilka sekcji platformowych. No ludzie kochani, trochę samokrytyki…
„Takie trochę Dark Souls”
Niezłe wrażenie robi natomiast system walki, który bez dwóch zdań jest tu jednym z lepszych elementów, aczkolwiek i tutaj znalazło się miejsce na kilka problemów. Blade of Darkness oferuje dość złożony (jak na swoje czasy) model machania mieczem, w którym sposób zamachnięcia się powiązany jest również z kierunkiem, w którym porusza się postać. Dorzucono do tego system mocarnych kombosów, odblokowywanych stopniowo wraz z awansem postaci na kolejne poziomy. Mało tego, każda dostępna w grze broń – od mieczy, przez buławy, aż po halabardy – posiada swój własny atak specjalny, a sama liczba kombosów zależna jest również od tego, którą z czterech postaci gramy – barbarzyńcą, rycerzem, krasnoludem czy Amazonką.
W połączeniu z wysokim (choć mocno nierównym) poziomem trudności sprawia to, że kolejne starcia z przeciwnikami pozwalają na nieco bardziej taktyczne podejście. Wprawdzie całość teoretycznie da się przejść, naparzając w przeciwników ile wlezie, ale jest to nie tylko nudne, ale też dość trudne do wykonania. Zwłaszcza że często ścieramy się z więcej niż jednym przeciwnikiem, a Blade of Darkness nie pochodzi z czasów, w których dobrze wychowani oponenci grzecznie czekali na swoją kolej. Tutaj walczymy z chamami i prostkami, rwącymi się, by obić nam ryja, często nie zważając nawet na to, że rykoszetem obijają ich kompani. To z kolei prowadzi do bójek między nimi, więc można to wykorzystać na swoją korzyść.
Zapisz jako Xbox
Wszystko byłoby super, gdyby znów całości nie przyćmiewała koślawość gry. Blade of Darkness ma świetny w założeniach system walki, ale przez liczne problemy zbyt często irytuje, zamiast bawić. Chciałbym w tym miejscu przeprosić wszystkich moich sąsiadów, których dzieci nasłuchały się rzucanych przeze mnie przekleństw, kiedy to po raz kolejny dostałem pałą po mordzie, bo mój bohater odmówił ruszenia tyłka z miejsca, lub zginąłem od uderzenia mieczem w powietrze, dwa metry obok mojej postaci. O mechanice strzelania z łuku nawet nie chce mi się rozwodzić, bo jest to wykonane tak źle, że trafienie nim czegokolwiek, nie mówiąc już nawet o jakkolwiek sensownej walce przy jego użyciu, graniczy z cudem.
Najgorsze jest jednak to, że Qubic Games, przenosząc Blade of Darkness na konsole, chyba nie rozumiało do końca, jak działa system kombosów. Ważne jest to, że do tej pory tytuł ten dostępny był wyłącznie na komputerach. Wersja na oryginalnego Xboxa wprawdzie była planowana, ale została skasowana w konsekwencji słabej sprzedaży edycji PC. Toteż nic dziwnego, że system walki był pierwotnie projektowany z myślą o zero-jedynkowych klawiaturach, gdzie wciśnięcie naraz strzałki w bok i dół, by wykonać zamach po ukosie, nie jest problemem. Analogowa gałka, służąca do sterowania na padzie, skutecznie już natomiast taki manewr utrudnia, czyniąc niektóre z kombosów wręcz niemożliwymi do wykonania, zwłaszcza w ferworze walki. Co gorsza, nie da się tu sterować krzyżakiem.
RTX ON
Przerwijmy na sam koniec ten strumień negatywnej energii, bo to wcale nie jest tak, że Blade of Darkness robi wszystko źle. Gra posiada chociażby naprawdę rewelacyjną, przyjemnie ciężką atmosferę, budowaną przez mieszankę stonowanej kolorystyki i świetnej muzyki. Graficznie, jak na lata produkcji, jest nieźle. Kwadratowe modele i uboga geometria poziomów nie przeszkadzają w cieszeniu się zróżnicowanymi wizualnie lokacjami, a wrażenie nawet dziś robi system oświetlenia i kapitalne odbicia w wodzie. Nawet takie pierdoły, jak bezimienny narrator (spolszczony kinowo) dodają całości uroku, sprawiając wrażenie, że jesteśmy bohaterami opowiadanej przy rozpalonym kominku legendy.
Uwaga na drzazgi!
Niestety to odrobinę za mało, bym z czystym sumieniem mógł Blade of Darkness polecić. System walki jest ambitny i w odpowiednich warunkach potrafi bawić, ale toporność sterowania (zwłaszcza na konsoli) skutecznie zabija czerpaną z niego frajdę. Zresztą przez lata pojawiła się cała rzesza tytułów równie pod tym względem ambitnych, ale nie trapionych przez podobne problemy. Oddani fani oryginału z pewnością będą zadowoleni, ale wątpię, by nowy gracz był w stanie pokochać Blade of Darkness równie mocno, co oni. To niestety casus Gothica – jeżeli nie wsiadłeś do tego pociągu odpowiednio wcześnie, to najpewniej konduktor zamknął już drzwi do składu.
Jeśli wciąż masz wątpliwości, koniecznie przesłuchaj recenzję Blade of Darkness w TrójKast #039 – JedynKast.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.