Kolejny tydzień i znowu podsumowuję to, co zaprezentowało nam The Last of Us. Zanim bez spoilerów opowiem, co sądzę o najnowszym odcinku, trzeba zwrócić uwagę na pewną rzecz.
Emocjonalny rollercoaster
Niejednokrotnie mówiłem, że dla mnie historia w The Last of Us lepiej zaprezentuje się jako serial. Pewne wątki bardziej wybrzmiewają i postacie otrzymają odpowiednią ilość czasu na ekranie. A omawiany dziś trzeci odcinek niesie ze sobą ogromny bagaż emocjonalny, bo historia tutaj przedstawiona jest wzruszająca. Czegoś takiego raczej w grze byśmy nie zobaczyli z powodu tego jak powolne mamy tutaj tempo stopniowego budowania relacji.
Adaptacja rządzi się swoimi prawami, nie inaczej jest tutaj. Pomimo, że The Last of Us jest dość wierne oryginałowi, tak widzimy coraz więcej różnic. Czy mi to jednak przeszkodziło, aby psuć przyjemność z oglądania? Absolutnie nie, powiem więcej – przedstawiony wątek Billa dużo bardziej podoba mi się w serialu.
Odcinek w głównej mierze przedstawia nam relacje Billa oraz Franka, coś co w grze było jedynie wspomniane i muszę przyznać, że jest to świetne. To, co najbardziej mi się podobało to fakt, że ta relacja była całkowicie naturalna. Nick Offerman jako Bill całkowicie skradł odcinek.
Potrzebny zapychacz
Genialnie zagrana postać człowieka z lekką paranoją, który powoli odkrywa swoje szczęście. Jak wspomniałem, ten odcinek niesie ze sobą dużą dawkę emocjonalną i nie zdziwię się, jeśli co wrażliwsi będą potrzebować czegoś do otarcia łez.
W tym wszystkim ginie oczywiście Joel i Ellie i ich budowanie relacji, chociaż tutaj znalazło się kilka dobrych momentów. Nie da się jednak ukryć, że w tym tygodniu dostaliśmy swoisty zapychacz. Ładnie zapakowany zapychacz, który pozwala spojrzeć na pewien wątek z całkowicie innej strony. Rozbudowuje świat przedstawiony, ale to dalej zapychacz.
Podsumowanie
Mam nadzieje, że w przyszłym tygodniu wrócimy do właściwej akcji, bo trochę mi tego tutaj brakuje. Gra jak dobrze pamiętamy była skradanką i czekam na momenty powolnego przechodzenia pomiędzy Klikaczami czy likwidowania wrogów z nienacka. Na to wszystko, mam nadzieje przyjdzie jeszcze czas.